Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Izabella Frączyk

Personal Info

  • Nationality: Polska
  • Books:

    "Dziś Jak Kiedyś"

    "Koniec Świata"

    "Szczęście W Nieszczęściu"

    "Siostra Mojej Siostry"

    "Koncert Cudzych Życzeń"

    "Jak U Siebie"

    "Kobiety Z Odzysku"

    "Spalone Mosty"

    "Za Stare Grzechy"

    "Do Trzech Razy Sztuka"

    "Jedną Nogą W Niebie"

    "Pół Na Pół"

    "Wszystko Nie Tak!"

    "Pokręcone Losy Klary"

    „Kobiety Z Odzysku. Trudne Wybory”

    „Spełniony Sen”

Biography

Izabella Frączyk - by zostać pisarką na pełen etat, porzuciła swoją poprzednią pracę, w ramach której opracowywała plany naprawcze dla małych i średnich firm. Absolwentka Akademii Ekonomicznej w Krakowie oraz Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie Pisze książki obyczajowe wzbogacone o sporą dawkę humoru sytuacyjnego. Zadebiutowała w 2010 "Pokręconymi losami Klary". Prowadzi również własnego bloga pod tytułem "Świeżo napisane", gdzie przejawia pasję do gotowania. Fanka quadów i innych sportów ekstremalnych. Krakowianka.

 

Źródło zdjęć: Izabella Frączyk

Interview

Jakiego typu literatury na polskim rynku wydawniczym Twoim zdaniem brakuje?

Moja własna twórczość i praca z nią związana zajmuje mi na tyle dużo czasu, że nie mam możliwości, by na bieżąco śledzić rynkowe trendy. Według mnie świat nie znosi pustki, zatem jeżeli tylko pojawi się zapotrzebowanie na określony gatunek, pustka natychmiast zostanie zapełniona. Doskonałym przykładem jest całkiem świeża rodzima twórczość z pogranicza pornografii, która świetnie się sprzedaje. O czymś to przecież świadczy

Czy współcześnie jest jeszcze miejsce i zapotrzebowanie na literaturę zaangażowaną społecznie? Czy w obecnych czasach jest miejsce a zarazem potrzeba twórczości literackiej penetrująco-demaskującej główne problemy społeczno-kulturalne?

Osobiście nie badam rynkowych trendów, tudzież obowiązujących modnych nurtów. Piszę o tym, co mi duszy gra. A rynek? Rynek jest pojemny. Ludzie lubią czytać, by przy tej okazji w bohaterach i ich historiach odnajdywać siebie, zatem w literaturze jest miejsce na wszystko. Nie ma już tematów tabu.

Literatura kobieca jako gatunek terminologii branżowej został na stałe wpleciony w nazewnictwo obiegowe. A czy spotkałaś się ze sformułowaniem „literatury męskiej”?

Nie. Nie spotkałam się, dlatego nieodmiennie mnie dziwi ta „literatura kobieca”. A co to niby jest? Literatura dla kucharek? Książka z kobietą na okładce? Romans? Coś gorszego niż... no właśnie. Niż co? Generalnie przyjęło się na rynku pewne marketingowe uproszczenie, które ułatwia życie zarówno wydawcom, jak i księgarzom. Niewątpliwie przyczyniły się do tego zalewające rynek w latach 90-tych popularne harlekiny. Na naszym wygłodniałym po latach posuchy, szaro-burym rynku nagle pojawiły się sympatyczne romansidełka w ładnych okładkach, po symbolicznej cenie i w dodatku dostępne w każdym spożywczaku. To było mistrzostwo świata w marketingu.

Czy potrafisz zdefiniować owe jakże skrajne nurty literackie dzielące odbiorcę pod względem płci?

Nie, nie potrafię, ponieważ sama najchętniej czytam książki sensacyjne oraz kryminały, a mnóstwo znanych mi panów ustawia się w kolejce po moje nowości. Literatura nie ma płci i nie ma tutaj miejsca na podziały.

Pojęcie „literatury kobiecej”, które jest stosowane również wobec Twojej twórczości, uważasz za zasadne?

Jak wspomniałam powyżej, uważam taką klasyfikację za ułatwiającą czytelnikom wybór, acz do końca niezbyt trafioną. Mam ogromną rzeszę czytelników płci męskiej i jeszcze żaden z nich po lekturze moich książek nie odnotował spadku poziomu testosteronu.

Masz plan rozwoju gatunkowego lub tematycznego swojego obszaru działania?

Nie mam. Dobrze mi tu, gdzie jestem.

Czy Twoim zdaniem pisarze powinni publicznie wypowiadać się na tematy polityczne lub społeczne obok artystycznych? Jeżeli tak, to w jakiej formie prócz twórczej?

Każdy robi to, co uważa za stosowne.
Osobiście stronię od polityki, ponieważ polityka mnie drażni, a ja denerwować się nie lubię. Po to stworzyłam sobie taką właśnie pracę, by z wyboru robić to co lubię, czyli pisać, gadać i jeździć samochodem. Politycznych wpisów na moich społecznościowych profilach nie znajdziesz, bowiem z założenia są apolityczne. Choć przyznam, że czasem palce mnie swędzą, żeby wysmarować jakiś komentarz.

Jak oceniasz poziom kultury słowa pisanego w naszej ojczyźnie, jak i na świecie?

Na tym rynku można znaleźć wszystko. Do wyboru do koloru. Perełki jak i zwykłe śmieci. Jak w każdej branży.

Gdybyś miała przeanalizować własną twórczość, to którą cechę warsztatu wskazałabyś jako najbardziej atrakcyjną dla czytelnika pod względem walorów literackich, a którą w kontekście społecznym?

Nie myślę o własnej twórczości w taki sposób. To pytanie raczej od czytelników. Osobiście podchodzę do własnej pracy z dużą dawką pokory. Szanuję czytelników, staram się nie tylko trzymać poziom, ale także stale podnosić sobie poprzeczkę. Nie piszę niczego na siłę, nie poruszam celowo żadnych konkretnych tematów, a że akcja moich książek dzieje się tu i teraz i bohaterowie żyją w takich samych społecznych realiach jak my, siłą rzeczy każdy odnajduje w tych historiach trochę samego siebie. A czytelnicy to lubią.

Jakie przymioty musi mieć pisarz, by móc utrzymać się wyłącznie z twórczości własnej, jednocześnie nie popadając w grafomańską sztampę lub finansowanie własnym sumptem?

Pokora, pokora i jeszcze raz pokora. Oczywistym jest, że na pewnym etapie łatwo o „wodę sodową” i nie lada sztuką jest stawić temu czoła. Szacunek dla czytelników i dla własnej pracy nie powinien nam pisarzom pozwolić na seryjną produkcję literackich bubli. Prędzej czy później to się zemści. Nikt mi nie powie, że produkcja na akord finalnie nie odbije się na jakości. Cudów nie ma. Natomiast finansowanie własnym sumptem nie jest niczym złym. Sama wydałam tym sposobem dwie pierwsze powieści i nie uważam, by był to powód do wstydu, skoro wydawnictwa z najwyższej półki, także i tej światowej, potrafią wydać gniot dekady, przełożyć go na kilkadziesiąt języków i jeszcze na koniec sfilmować.

Czy prowadzisz warsztaty bądź inne formy wsparcia dla mniej doświadczonych twórców chcących podążać Twoją ścieżką kariery?

Nie. Nie jestem specjalistą od tego, by doradzać komuś jak powinien pracować. Ja mam własny system pisania. Niekoniecznie nadający się na literackie warsztaty, ponieważ mój system przeczy temu wszystkiemu, o czym na takich warsztatach się mówi :)

Co stanowi o sukcesie czyjejś twórczości na polskim rynku czytelniczym? Co stanowi o sukcesie lub porażce w kontekście rozpoznawalności twórczości, popytu i podaży danego tytułu?

To chyba najłatwiejsze pytanie. Oczywiście marketing.

Co sądzisz o misyjności oficyn wydawniczych typu Ossolineum w komercyjnym kontekście naszpikowania rynku sztuczkami marketingowymi? Czy dostrzegasz szansę na powrót do lat świetności?

Rynek od zawsze podlegał prawom ewolucji, a rzeczywistość nieczęsto stawia krok w tył. Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek wrócili do czasów, kiedy drukowało się nieliczne książki w kilkusettysięcznych nakładach. Już dawno temu książka stała się dobrem szybko rotującym. Trzy miesiące po premierze i koniec, bo następne tytuły już stoją w kolejce.
To tak jak z jedzeniem. Teraz mamy czasy popularnych fast foodów, ale też dobrze widziane jest celebrowanie posiłków w ekskluzywnych restauracjach. Każdy znajdzie coś dla siebie. Także w literaturze. Ta dobra zawsze się obroni.

Jakie utwory literackie wywarły największy wpływ na Twoją twórczość, światopogląd lub kierunek, który obrałaś jako pisarka?

To trudne pytanie, ponieważ nie sugeruję się niczym i nikim. Nie mam idoli do naśladowania i nie doszukuję się w mojej twórczości żadnej głębszej filozofii. Moje książki piszą się same. Bez konspektu i bez planu. Średnio co kilka stron spotyka mnie jakieś zaskoczenie. Czasem śmieszy mnie, gdy w recenzji przeczytam, że naśladuję twórczość X czy Y. Nie wiem tylko jakim cudem, skoro nie czytałam ani jednej książki owego autora.

Czy w swojej twórczości dostrzegasz potencjał kinematograficzny? Czy pogardziłabyś propozycją stworzenia adaptacji, którejś z powieści na potrzeby dużego lub małego ekranu? Jaki tytuł pretendowałby jako pierwszy i dlaczego?

No pewnie! Pierwsza w kolejce czeka seria „Stajnia w Pieńkach”. To gotowy scenariusz z łatwym dostępem do tanich plenerów :)

Jesteś aktywną uczestniczką spotkań autorskich. Jaki element spotkań z czytelnikami cenisz sobie najbardziej, czy frekwencja dopisuje? Co sądzisz o współczesnym formacie spotkań autorskich? Może jakieś innowacje?

Spotkania autorskie to nieodłączna część mojej pracy. Uwielbiam bezpośredni kontakt z czytelnikami, dlatego czasem mnie dziwi, gdy organizator upiera się przy scenariuszu. Każde moje spotkanie jest inne, z każdego wynoszę inne wrażenia i wartości. Nie, nie będę niczego zmieniać w mojej formule. Jestem naturalna, spontaniczna i nie stwarzam sztucznych barier.

Co sądzisz o przyszłości rodzimej literatury? Zaginie w gąszczu obcojęzycznych tytułów, utrwali swoją pozycję, a może rozwinie się na tyle, by masowo wkroczyć na rynki światowe?

Raczej nie obawiałabym się o przyszłość rodzimej literatury. Wprawdzie nie jestem specjalistką w temacie, acz widząc codziennie nowe premiery, uważam że nasze polskie pisanie ma się świetnie i jeszcze pokaże światu na co nas stać.

Czy uważasz, że obecne nakłady finansowe na promocję czytelnictwa oraz rodzimej twórczości poza granicami kraju są wystarczające? Na kim Twoim zdaniem spoczywa odpowiedzialność za ów proceder?

Nie mam pojęcia w tym temacie. Wydaję w Polsce oraz w Stanach Zjednoczonych. Za Wielką Wodą mam zupełnie innego wydawcę, zatem nie umiem się odnieść.

W którym momencie swojej kariery literackiej poczułaś, że posiadłaś niekwestionowaną pozycję w panteonie twórców literatury współczesnej, pozwalającą na porzucenie zobowiązań zawodowych?

Ten „panteon” brzmi bardzo górnolotnie, a o swojej niekwestionowanej pozycji może nieskromnie powiedzieć niewielu rodzimych twórców. Do pewnego momentu pisanie było dla mnie jedynie przygodą, dopiero przy piątej albo szóstej książce zaczęłam myśleć o sobie „pisarka”. Z intensywną korporacyjną karierą pożegnałam się już wcześniej, wraz z urodzeniem dzieci. Zmiana zajęcia, a w efekcie zdobycie nowego zawodu przebiegły w moim wypadku bez wstrząsów, niepewności i wyrzeczeń.

Jak życie rodzinne wpływa na pracę zawodowej pisarki?

Cóż, zawsze myślałam, że pracownia to fanaberia twórcy. Nic podobnego. To absolutna konieczność. Niestety, jestem tejże „fanaberii” pozbawiona, gdyż pracuję przy kuchennym stole. Ja sobie piszę, a wokół mnie dzieje się życie. Mąż chce pogadać, w garnkach bulgocze, dzieci się kłócą, koty domagają się żarcia, a pies chce iść na spacer. Czasem się zastanawiam jakim cudem te moje historie trzymają się kupy.

Jak Twoja rodzina odnalazła się w nowej rzeczywistości, kiedy zaczęłaś być rozpoznawalna?

Zaczęłam pisać, kiedy moje dzieci chodziły do zerówki. Nie zliczę ile razy dzwoniono do mnie ze szkoły, że zapomniałam odebrać dzieciaki :) Z czasem się przyzwyczaiły, że jestem trochę inną mamą niż mamy koleżanek z klasy. Nie robi na nich wrażenia, gdy widzą mnie w telewizji czy słyszą w radio. Czasem, gdy wołam, że mam do posłuchania nową radiową audycję, słyszę: Oessssuu, znowuuu?!

Jakie jest twoje wykształcenie kierunkowe? Jak modeluje to Twoje podejście do tworzonych treści, procesu wydawniczego oraz kontaktu z czytelnikiem? Ułatwia, utrudnia?

Często słyszę to pytanie. Osobiście nie widzę związku, bo czy istnieje jakiś konkretny kierunek, żeby móc się wykształcić na pisarza? No, nie. Mam ukończone dwa ekonomiczne fakultety. Studiowałam na Akademii Ekonomicznej w Krakowie oraz w Wyższej Szkole Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie.

Co jest motywacją dla codziennych zmagań prowadzących do powstania Twojej twórczości? Jakieś rady dla początkujących?

Ależ ja uwielbiam moją pracę! Z radością zasiadam do laptopa. To wielkie szczęście lubić swoje zajęcie. A początkującym mogę poradzić tylko jedno. Jeśli czujecie, że pisanie Wam w duszy gra, to po prostu usiądźcie i zacznijcie pisać, bo samo nic się napisze.

Wielu twórców prowadzi bloga, gdzie prócz nowinek marketingowych zdradza wiele szczegółów z życia prywatnego. Czy uważasz, że taka forma obnażania się publicznego jest skuteczna marketingowo?

Blog to kolejna platforma do przekazania informacji oraz do kontaktu z otoczeniem. Osobiście nie odczuwam potrzeby nadmiernego dzielenia się publicznie moim życiem prywatnym. Uważam, że istnieją pewne granice, dlatego też mój blog, który współtworzę od trzech lat wraz z przyjaciółką – Świeżo Napisane – służy zupełnie innym celom.

Obrazisz się, kiedy ktoś nazwie Cię blogerką?

A to jakiś wstyd, prowadzić bloga?

Na Twoim blogu jest wiele treści związanych z kulinariami, ma to związek z Twoją dodatkową pasją? W jakiej potrawie wyrażasz swoją osobowość, a w jakiej namiętność, którą dzielisz z ukochanym? Czy coś polecasz?

Oczywiście że to jedna z moich pasji, ale oprócz przepisów, obie z Jagną Rolską publikujemy tam zabawne felietony tudzież inne „odpryski” naszej pracy twórczej. Ale wracając do jedzenia, to moja osobowość kocha wszelkiej maści kluchy, zawijańce oraz proste patenty na efektowne i łatwe potrawy, natomiast mojego ukochanego do czerwoności rozpala schabowy z kapustą, a ostatnio także gicz jagnięca w jarzynach :)

Skąd się wziął pomysł zaproszenia do swojej „blogowej” kuchni innych pisarzy?

Nie tylko pisarzy. Zapraszamy po prostu naszych przyjaciół. Obie z Jagną uwielbiamy gości i jest nam miło, jeśli do nas przyjdą, opowiedzą o sobie i podzielą się przepisem na coś pysznego. Nie strzeżemy zazdrośnie naszych kuchni z kopyścią w dłoni :). Chętnie dzielimy się naszą przestrzenią. A tak BTW, umiesz gotować? Może dasz się zaprosić? Podobnie na mojej grupie fanowskiej na FB. Często goszczę na czacie z czytelnikami innych autorów.

Co sądzisz o współczesnej blogosferze? Jej obecnym założeniu oraz obecnym wykonaniu idei? Czy uważasz, że są to maszynki do zarabiania pieniędzy?

Nie znam dobrze tego środowiska, ale sądząc po licznych prośbach o książki do recenzji, prędzej skłoniłabym się ku teorii, że to raczej pomysł na pozyskanie darmowych książek, niż na zarabianie dużych pieniędzy.

Czy potrafisz stworzyć namiastkę autobiograficznego portretu Izy Frączyk?

A w życiu! Prędzej napiszę sagę o jakiejś wielopokoleniowej rodzinie, niż pięć zdań o sobie.

Czy w okresie okołodebiutowym miałaś burzliwy etap zmian, sytuacji, które zapadły Ci w pamięć? Czy możesz naszym czytelnikom nieco przybliżyć wspomnienia z tamtych lat?

Mój debiut to był koszmar, ponieważ dwie pierwsze książki wydałam sama. Wzięliśmy kredyt. Skądś powzięłam informacje, że na rynku jest taki tłok, że na debiut czeka się wiele lat, zatem postanowiłam wydać sama. No i wpakowałam się w sam środek branży, o której nie miałam pojęcia. Bez wsparcia wydawcy, bez znajomości. Nie miałam pojęcia co to Facebook, o Instagramie nikt wtedy nie słyszał, a dla mnie szczytem marzeń był artykuł w osiedlowej gazetce, który musiałam sobie sama napisać, bo naczelny umiał pisać tylko ogłoszenia o przeprowadzkach. A zatem nic, czego można zazdrościć.

W jaki sposób wynajdujesz punkt wyjścia dla rozwijającej się w nowych powieściach fabuły? W jakim stopniu jest on sprzężony z rzeczywistością?

Jako że piszę zupełnie bez planu i bohaterowie żyją własnym życiem, nie mam za wiele w tej kwestii do powiedzenia. Po prostu zapisuję to, co dzieje się u nich. Oczywiście czasem gotują to samo co ja, jadą w to samo miejsce i tak jak u mnie wytrą się w ich aucie klocki hamulcowe. Jak mnie boli ząb, to pewne, że kogoś tam też niebawem rozboli. Istotnie, zdarza się czasem, że taki codzienny drobiazg znajduje odzwierciedlenie w tekście, ale czy jest coś niestosownego w tym, że i tu, i tam jest na obiad pomidorowa z lanym ciastem?

Jakie wątki najchętniej poruszasz w fabułach swoich powieści i jakie są tego przyczyny? Konfabulujesz?

Zmyślam po całości. Nigdy nie wiem, co napiszę. Siadając do pisania znam jedynie bohatera i tło dla akcji. Poza tym nie mam planu, konspektu, nawet mglistego zarysu. Nie mam pojęcia, co się wydarzy na kolejnej stronie, zatem ciężko w moich książkach dopatrywać się jakiejkolwiek premedytacji w kreowaniu wątków.

Ile czasu pochłaniają poszczególne etapy na drodze do gotowego „produktu” w postaci wydrukowanej powieści Twojego autorstwa?

Raz jeden pobiłam rekord i napisałam książkę w 27 dni, acz zwykle zajmuje mi to 3-6 miesięcy. Ale też i musi upłynąć trochę czasu zanim gotowa książka stanie na półce w księgarni, zatem należy do tego jeszcze dodać cały proces wydawniczy, który również trwa kilka miesięcy. Tekst, który trafia do wydawcy, zanim zostanie wydrukowany, przechodzi przez wiele rąk. Nad książką pracują redaktorzy, fachowcy od łamania i korekty, graficy, drukarze. To dość skomplikowany proces.

Kto jest odpowiedzialny za tworzenie opisów okładkowych Twoich książek? Nie uważasz, że zdecydowanie nadmiernie zdradzają fabułę?

Noty redakcyjne tworzymy wspólnie z wydawcą. Nie, nie zdradzamy zbyt wiele, ale też staramy się, aby nasze opisy nie były zbyt lakoniczne i uchylały nieco rąbka tajemnicy.

Czy zamierzasz wyjść poza ramy gatunkowe dotychczasowej działalności? Czy nie czujesz znużenia po tylu seriach?

Nie, nie planuję zmian. Czuję się dobrze w powieściach obyczajowych. A jedna dylogia i jedna trylogia na blisko piętnaście książek to wcale nie tak dużo, by poczuć się znużonym.

W szczególe tkwi piękno, zatem czy Twoja twórczość sytuuje kobietę na z góry ustalonej pozycji, zamkniętej w ramach stereotypów szowinistycznego świata mężczyzn? Spójrzmy na tytuły „Siostra mojej siostry”, „Do trzech razy sztuka”, „Kobiety z odzysku”. Odnoszę wrażenie, że to hasła kampanii społecznej, zgadzasz się?

Zupełnie nie. Moje bohaterki to silne kobiety mające w nosie szowinistyczne stereotypy. Mężczyźni w ich życiu bywają i dobrzy i źli, ale też nigdy żaden z moich męskich bohaterów nie jest wyłącznie obiektem kobiecych westchnień. U mnie faceci są bohaterami na równych prawach. A że kobiety mają swoje wymagania, to i panowie często miewają twardy orzech do zgryzienia. Jak to w życiu.

Fabuła wznowionych w 2019 roku „Kobiet z odzysku” toczy się na wakacjach w Egipcie. Jakie przesłanki za tym stoją? Czy starasz się w ten sposób schlebić czytelnikom, z których część zapewne obiera ten urlopowy kierunek?
Czy potrafisz zdefiniować „kobietę z odzysku”? Na czym polega syndrom „kobiety”?

Nigdy nikomu moją twórczością nie schlebiam, tym bardziej, że Egipt jako ulubiona niegdyś wakacyjna destynacja Polaków, czasy świetności pod tym względem ma już dawno za sobą. A „kobieta z odzysku”? Nic w tym tajemniczego. To po prostu niewiasta po przejściach, a o syndromie z tym związanym jeszcze nie słyszałam :)

„Kobiety z odzysku” łączą w sobie wątek obyczajowy z odrobiną sensacji. Skąd pomysł na ten melanż gatunkowy? Czy w kontynuacji doczekamy się kolejnych kolaży gatunków literackich?
Skąd czerpiesz inspiracje na tak skomplikowane behawiorystycznie postacie? Z którą z nich się utożsamiasz, a która jest wzorowana na Twojej osobie lub kimś z Twojego otoczenia?

Ja moich bohaterów po prostu poznaję. Zupełnie tak, jakbym właśnie spotkała na mojej drodze nowego znajomego. No i przyklejam się do tego nowego znajomego niczym pasożyt i od tej pory opisuję to co dzieje się w jego życiu, a on towarzyszy mi w moim. Naprawdę trudno to racjonalnie wytłumaczyć i przy okazji nie wyjść na wariata. Nigdy nie opisuję prawdziwych znajomych, niewiele daję postaciom także z siebie. Jedynym wyjątkiem jest Zuzka z „Kobiet z odzysku”, której pożyczyłam wiele moich cech.

Czy humor sytuacyjny w Twoich powieściach jest znakiem rozpoznawalnym wyróżniającym twórczość Twoją na tle innych?

Niedawno doszły mnie słuchy, że tak właśnie się dzieje. Nigdy nie marzyłam, że będę w stanie stworzyć swój własny styl, że moje książki będą się czymkolwiek wyróżniać. Niedawno przeczytałam w recenzji, że humor jest jak „odcisk moich linii papilarnych. Jedyny, niepowtarzalny – jak pieczęć lakowa. Nie do podrobienia”. To była naprawdę piękna recenzja.

Na jakiej podstawie stworzyłaś świat rodziny zajmującej się biznesem turystycznym w górskim pensjonacie w powieściach „Za stare grzechy” i „Pół na pół”? Czy masz jakieś doświadczenia zawodowe, które posłużyły za oś fabuły?

Na jakiej podstawie? Ja po prostu znam taką rodzinę. Może nie prowadzą aż tak rozległego przedsięwzięcia, ale klimat jest dokładnie taki sam. Jak ktoś ma ochotę pojechać do mojej Szarotki, to chętnie podam adres :) A  Stachowiaków i ich wielki narciarski biznes wymyśliłam na zimowych feriach, jadąc na wyciągu. Od dziecka takie miejsca były moim drugim domem, przez lata pracowałam jako instruktor narciarstwa alpejskiego, później także snowboardu. Pomijając powyższe i tak musiałam spojrzeć na ten śnieżny biznes od drugiej strony. Przez bite dwa sezony gorliwie zbierałam informacje. Pracowałam z ratownikami TOPR, zwiedzałam maszynownie, kształciłam się w systemach zaśnieżania tras i uczyłam się jak buduje się kolej krzesełkową. Dziś zupełnie śmiało mogę zarządzać stacją narciarską, podobnie jak stadniną i przydomową hodowlą drobiu.

„Śnieżna Grań”, cykl o stajni w Pieńkach, teraz i „Kobiety z odzysku” doczekały się kontynuacji. Czy pisanie serii to sposób na spotęgowanie sukcesu komercyjnego w obrębie jednego tytułu? Czy w tego typu sytuacjach fabuła nie traci świeżości?

Nie sądzę, aby tak było w moim wypadku, ponieważ niejednokrotnie słyszałam opinie, że te dalsze części są lepsze od wcześniejszych. Zawsze się bałam takiego pisania na doczepkę, na siłę. Spodobało się jedno, to i spodoba się drugie, zatem jedziemy! Nie, nie. Cykle „Stajnia w Pieńkach” oraz „Śnieżna Grań” od początku, w założeniu miały być czymś dłuższym, dlatego tak dzieliłam to wszystko, żeby wystarczyło na 2-3 książki. Jedyną sytuacją, kiedy zdarzyło mi się wrócić do starych bohaterów, były właśnie „Kobiety z odzysku”. Tutaj rzeczywiście, po wielu latach musiałam odnowić znajomość z bohaterami, niemniej ku mojemu zaskoczeniu sprawiło mi to wielką przyjemność. No i chyba fajnie wyszło.

Czytelnicy stoją u progu premiery drugiej części serii „Kobiet z odzysku”, noszącej podtytuł „Trudne wybory”, a zatem czy doczekamy się kontynuacji bądź wznowienia pozostałych tytułów? Jakie są dalsze plany działalności wydawniczej oraz kulturalnej?

Nie chciałabym mówić za dużo, aby nie zapeszyć, ale obecnie intensywnie pracuję nad kontynuacją jednej z moich niedawno wydanych powieści, acz obecny etap nie jest jeszcze na tyle zaawansowany, bym mogła zdradzić więcej szczegółów. Do tego, niedawno pojawił się interesujący pomysł napisania książki w duecie, zatem może być ciekawie. A jak już uporam się z tym wszystkim, przysiądę fałdów nad jakimś dłuższym cyklem. Zawsze mi się taki marzył.

Czym jeszcze nas zaskoczysz? Czy jest coś, co uważasz za zasadne przekazać naszym czytelnikom na zakończenie naszej rozmowy? Jakieś przecieki, dramaty, sensacje?

Jeżeli mam zaskoczyć, to raczej powinnam milczeć :) Moi czytelnicy zdążyli już przywyknąć do pewnej regularności w mojej pracy. Od kilku lat publikuję 2-3 tytuły rocznie. W tym roku kalendarzowym także nie będę siedzieć z założonymi rękami i po majowej premierze kontynuacji „Kobiety z odzysku – Trudne wybory”, już jesienią oddam w ręce czytelników kolejną powieść „Spełniony sen”. Znów wiele uwagi poświęciłam przygotowaniom merytorycznym. Na potrzeby tej powieści zatrudniłam się na jakiś czas na stacji benzynowej, zatem jesienią kolejna obyczajówka z ukłonem w stronę komedii oraz z wyraźnym psychologicznym wątkiem w tle.

Dziękuję za rozmowę i poświęcony czas – Jakub Skoczke, Zastępca redaktora naczelnego Portalu Sztukater.pl

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial