Kazimierskie „Cafe Kocham Kino" to miejsce którym można spotkać i porozmawiać z najwybitniejszymi postaciami polskiej kinematografii- bohaterką jednego z czwartkowych spotkań, była Magdalena Cielecka, wspaniała aktorka filmowa i teatralna, która zgodziła się opowiedzieć o swoich przygotowaniach do pracy, doborze ról oraz kondycji polskiego kina i teatru.
Przyglądając się Pani filmowym rolom, można stwierdzić że grała Pani postaci bardzo wyraziste i charakterystyczne, zarazem niezwykle różnorodne. Czy istnieje jakiś klucz, według którego wybiera Pani role?
Gdybym miała taki klucz i oczywiście, gdybym miała taki komfort wyboru, to myślę że wybierałabym postaci właśnie pod względem różnorodności, tak, żeby były jak najróżniejsze, bo to jest najciekawsze. Chciałoby się grać wiele różnych postaci i pokazać się z odmiennych stron, ale też dla mnie samej ważne jest, żeby spotykać się z różnymi postaciami, uczyć się od nich i czegoś w nich szukać. W praktyce wygląda to niestety inaczej i najczęściej o tym jakie postaci gram, decydują reżyserzy, którzy widzą mnie w konkretny, określony sposób. Sama także mam pewne kryteria, które jednak najczęściej odnoszą się do scenariusza i zwyczajnie odrzucam rzeczy które mi się nie podobają i które uważam za płaskie czy nieinteresujące. Nie zdecyduję się na zagranie roli, kiedy nie wierzę, że ja w tej postaci mogę coś istotnego powiedzieć i zaproponować lub gdy istnieje ryzyko, że nie będę wiarygodna. To dla mnie bardzo ważne, żeby widz uwierzył w to co dzieje się na scenie- do tego nie wystarczy na siłę zagrana rola.
Niedawno zadebiutowała Pani na deskach Teatru Narodowego w spektaklu „Kobieta z zapałkami". Czy nie miała Pani obaw, przed podjęciem decyzji o wcieleniu się w postać dzieciobójczyni?
Jestem aktorką i im bardziej moje postacie są skomplikowane i nieoczywiste, a zadania ryzykowne i kontrowersyjne tym lepiej. Nie muszę zgadzać się prywatnie i moralnie z postaciami, żeby móc je zagrać, to nie jest tak, że aktor musi zamordować, żeby zagrać, natomiast jest to oczywiście bardzo ciekawe- im większe monstrum, tym drążenie takiej postaci jest bardziej intrygujące. Sama szukam takich bohaterek, które są w jakiś sposób skażone i złamane.
Kilka dni temu, także na tym festiwalu, Robert Więckiewicz powiedział, że zarówno przygotowywanie się do roli jak i późniejsze z niej wychodzenie, zajmuje mu bardzo dużo czasu. Czy w Pani przypadku jest podobnie?
Nie, u mnie tak to nie wygląda. Przygotowania zależą w większości od materiałów i do pewnych rzeczy przygotowuję się dłużej, więcej mnie to kosztuje i nastręczają wielu problemów, a do innych mniej. Natomiast wychodzenie w moim przypadku jest niemalże natychmiastowe. Bardzo szybko się oczyszczam i rozstaję z postacią i albo wracam do normalnego życia, albo wcielam się w nową bohaterkę.
Ostatnio, za sprawą bloga Jacka Poniedziałka, rozgłosu nabrała kampania, a raczej protest środowiska teatralnego promowany hasłem: Teatr nie jest produktem, widzowie nie są klientami. Jak ocenia pani całą akcję i możliwości jej powodzenia?
Ja także podpisuję się pod tym protestem, byłam też jedną z aktorek które odczytywały ten apel podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych i wierzę w jego słuszność. Chodzi nam głównie o to, żeby teatr w Polsce miał szansę funkcjonować jako teatr artystyczny. Protestujemy przeciw założeniu, że teatr musi się sam utrzymać, co w praktyce oznacza, że musi wyprodukować tak atrakcyjne i komercyjne przedstawienie, żeby nie trzeba było do niego dopłacać. To niemożliwe, ponieważ polski teatr stoi na bardzo wysokim poziomie- chodzi mi o ten artystyczny, nie mam na myśli fars oraz teatrów prywatnych i komercyjnych, które są w stanie utrzymać się same z nieco innego repertuaru. Mówię głównie o działaniach Krystiana Lupy, Grzegorza Jarzyny, Krzysztofa Warlikowskiego, także o Teatrze Narodowym, które są dotowane przez miasto czy państwo. Tak było zawsze i w momencie kiedy władze próbują z tych dotacji zrezygnować, my zaczynamy protestować, ponieważ jeśli zniknie teatr artystyczny, to w pewnym sensie tożsamość kulturowa naszego kraju zostanie zubożona a z czasem może kompletnie zaniknąć. Z tym chcemy walczyć i będziemy walczyć do końca.
Podczas niedawnej rozmowy z widzami, stwierdziła Pani że polskie kino jest w bardzo słabej kondycji, szczególnie pod względem scenariuszy. Zupełnie inaczej wypowiada się Pani na temat teatru, który w Polsce jest niekiedy na najwyższym światowym poziomie. Skąd Pani zdaniem bierze się tak wielka różnica w jakości polskiego kina i teatru?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale myślę, że może to być kwestia literatury. W teatrze najczęściej pracuje się na tekstach literackich, dramatach lub adaptowanych powieściach. Polskie kino odeszło od tej tradycji, a kiedyś bywało, że scenariusze tych najwybitniejszych filmów, powstawały na kanwie wspaniałych książek. Mimo wszystko nie czuję się na siłach, żeby doszukiwać się przyczyn takiego stanu rzeczy- sama się temu dziwię ponieważ środowisko jest przemieszane, pracując w teatrze, pracuje się także przy filmie, dotyczy to zarówno aktorów jak i reżyserów. Jesteśmy jedną wielką rodziną, jednak z jakichś, jak dotąd niezrozumiałych dla mnie powodów, lepsze rzeczy wychodzą nam na scenie niż na ekranie.
Wywiad Przeprowadzła Aleksandra Galant podczas 6-go Festiwalu Filmu i Sztuki DWA BRZEGI w Kazimierzu Dolnym, 2012r.