„Yuma" której premiera odbyła się w piątek na „Dwóch Brzegach", jest filmem, którego reżyser, Piotr Mularuk wykazał się ogromnym zaufaniem w stosunku do młodych aktorów, powierzając im główne role w swoim filmie. Swoimi opiniami na temat filmu, polskiego kina i scenariuszy, podzielił się Jakub Kamiński, brawurowo odtwarzający w „Yumie" przyjaciela głównego bohatera, Młota.
W tym roku tematem, poruszanym bardzo często przez gości festiwalu, jest scenariusz filmu- co miał w sobie scenariusz „Yumy", że zaintrygował Pana na tyle, by wcielić się w jedną z głównych postaci.
Przede wszystkim historia, którą film miał opowiedzieć. Dość niezwykłe jest także to, że reżyser i scenarzysta zaprosili nas do pracy nad tekstem- byliśmy na dokumentacji, później przyjęli nasze uwagi, co naprawdę jest raczej rzadko spotykane. W „Yumie" jest bardzo wiele wątków, a mimo to reżyser, z bólem serca, musiał jednak wiele z nich wyciąć i skoncentrować się na tych najważniejszych.
Czy wcielanie się w bohatera, który istniał naprawdę różni się od kreowania bohaterów fikcyjnych?
Zdecydowanie, tym bardziej, że ja jestem aktorem, który pracuje głównie na swojej wyobraźni, nie należę do tych realistycznych aktorów, którzy przygotowując się do roli są w stanie otaczać się pamiątkami po swoim bohaterze. Mój bohater, Młot, podobnie jak jego kolega Kula, jesteśmy tak naprawdę zlepkami wielu postaci- nie potrzebowałem rozmawiać z ich pierwowzorami, bardziej ciekawiło mnie samo miasto i ogólny typ ludzi, jaki reprezentują.
Mimo, że Kula, Młot i Zyga, razem z Bajaderą są przedstawieni jako grupa przyjaciół, odnosi się wrażenie, że związek między Kulą i Młotem jest silniejszy niż choćby między Zygą a Młotem, głównie za sprawą świetnych, nadających lekkości dialogów. Czy to był Panów pomysł, czy były one dokładnie rozpisane w scenariuszu?
Właściwie 99% wygłoszonych w filmie kwestii, znajduje się w scenariuszu, były one oczywiście zmieniane i dopracowywane, ale ich dowcip jest zasługą reżysera i scenarzysty. Nie do końca mogę się też zgodzić z opinią na temat relacji bohaterów- owszem, to może tak wyglądać, ale na początku filmu oni pojawiają się jako paczka, zgrana ekipa i inne więzi łączą Młota z Zygą a inne Młota z Kulą, ale to nie oznacza, że któreś z nich są mocniejsze, choć może z perspektywy zakończenia tak to wygląda.
Czym kieruje się Pan wybierając swoje role? W „Yumie" Młot zdaje się bardzo kontrastować z Panem, jako aktorem, wielu widzów Pana nie poznało.
Wbrew pozorom, dla aktora jest to duża nagroda, usłyszeć, że stworzył tak bardzo sugestywną postać, ale wracając do pytania, jest to bardzo proste- jestem aktorem, to jest mój zawód i staram się być w nim po prostu jak najlepszy. Bardzo często jest to niestety tak, że aktor jest zapraszany na casting, czy nawet na zdjęcia nie czytając wcześniej scenariusza i mnie samemu parokrotnie spotkało dość spore rozczarowanie. Problemem jest to, że reżyserom brakuje trochę wyobraźni i wiem, że po zagraniu jakiejś wyrazistej roli, będą chcieli mnie obsadzić w kolejnej takiej samej. Owszem, mam połamany nos i głęboko osadzone oczy, ale to chyba jeszcze nie powód, żebym grał wyłącznie zakapiorów, bandytów i prostych chłopaków.
Wywiad przeprowadziła Aleksandra Galant podczas 6-go Festiwalu Filmu i Sztuki DWA BRZEGI w Kazimierzu Dolnym, 2012 r.