Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Kinga Hryc

Personal Info

  • Books:

    Raj utraconych

Biography

Kinga Hryc, bardzo młoda poetka. Wydała debiutancki tomik w wieku maturalnym, pod znamiennym tytułem, „Raj utraconych”. Jeszcze wcześniej niż pisać zaczęła malować. Chce się dzielić pięknem, na którym oparła życie. Jednocześnie w twórczości porusza tematykę straty. Obecnie pracuje nad poematem oraz kolejnymi tomikami. Działa w social mediach. Pochodzi z Nowego Targu. Jej niespokojna dusza nie pozwoliła jednak na zamieszkanie w jednym miejscu. Zwiedziła zatem Gdańsk, Rotterdam, Kraków. Obecnie ponownie zamieszkała w Nowym Targu.

Fotografia z prywatnego archiwum Kingi Hryc

Interview

Pisze Pani wiersze, poza tym maluje obrazy. Czy jest pani bardziej poetką czy bardziej malarką? Czy można być kimś bardziej, a kimś mniej? Jeśli tak - kiedy jest się poetą? Kiedy malarzem?

Można być tym, kim pragnie się być. Bardziej czy mniej. Natura człowieka składa się z wielu warstw, które przy odpowiednim narzędziu czy okoliczności mogą wyjść na światło dzienne. Wydaje mi się, że żeby być poetą, trzeba posiadać pewną formę widzenia rzeczy szerzej. Przede wszystkim w tym, co społecznie uznajemy za jednolite i nudne. Ta sama rzecz w wyższych formach komunikatu może być czymś niezwykle pięknym i jedynym w swoim rodzaju. Poeci to widzą. Malarstwo jest po prostu innym sposobem wyrażania tego, co czujemy i w jaki sposób. Oczywiście, żeby “dobrze” wyrazić własne uczucia, trzeba najpierw się z nimi zapoznać, następnie zapoznać się z formami wyrażania ich. Przede wszystkim ćwiczyć sztukę pisania, malarstwa czy czegokolwiek innego – bez pracy w to włożonej, po prostu nie ma efektów. Za efekt natomiast uznaję własną satysfakcję, nie ocenę innych.

Czym jest dla Pani poezja, a czym malarstwo? Może jednaką potrzebą wyrażaną w dwóch różnych formach? A może dwoma tęsknotami niezależnymi od siebie?

Poezja jak również malarstwo są dla mnie czymś w rodzaju najlepszego przyjaciela, który odzwierciedla to, kim jestem. Dzięki niej mogę odbudowywać swoją tożsamość, wypełniać luki, wyznaczać cele czy wciąż sięgać po edukację, żeby zarówno odniesienia w poezji czy gęstości farb mogły się konstruktywnie wyrazić w sposób, którego nie jestem w stanie inaczej sformułować. To narzędzia, którymi się posługuję, żeby siebie odzyskać. Szalenie ważne narzędzia.

Kiedy napisała Pani swój pierwszy wiersz? Zachowała go Pani? Czy można się nauczyć pisać wiersze? Jeśli tak – w jaki sposób? Na kursach? Czytając samodzielnie kolejne tomiki wierszy?

Chęć pisania zaczęła narastać we mnie już od podstawówki. Byłam niezwykle spokojnym dzieckiem, bywało, że przez cały dzień nie wypowiedziałam pełnego zdania. W momencie dorastania chciałam dać swoim myślom ujście. Było ich naprawdę sporo. Sięgnęłam więc po papier. W wieku dwunastu lat bawiłam się w pisanie piosenek, w wieku trzynastu lat skomponowałam utwór na pianinie (od razu mówię, że nie znam się na muzyce), mniej więcej od tego czasu próbowałam coś skleić. W wieku czternastu lat napisałam poemat, pt.: “Co czujesz?” a moja siostra się popłakała w trakcie czytania. Szczerze mówiąc, nie korzystałam z żadnych kursów, nie czytałam żadnych słynnych poetów poza obowiązkowym Mickiewiczem – przynajmniej w tamtym okresie życia. Myślę, że naturalnym jest fakt, że osoba mająca predyspozycje do pisania poezji, sama zaczyna się interesować tym, w jaki sposób robią to inni literaci. Potrzeba tworzenia stanowi główne źródło, wszystko zależy od osoby: czy jest w stanie poświęcić swój czas? Czy chce poszerzyć swoją wiedzę? Czy ma coś wartościowego do przekazania?

Podobne pytanie dotyczące obrazów. W jaki sposób nauczyła się Pani malować? Kiedy namalowała Pani pierwszy obraz? Jest w Pani zbiorach?

Była w podstawówce taka artystka - Małgorzata Dzioboń. Prowadziła ona zajęcia z malarstwa dla wszystkich ówczesnych dzieci, które lubiły babrać się w kolorach. Pasjonatką, która zauważyła, że z mojego talentu można coś uformować. Pierwszy obraz namalowałam w wieku jedenastu lat – co prawda spływała z niego woda, co sprawia, że dziś się szeroko uśmiecham na samo wspomnienie. Niedługo później bazowałam na van Goghu czy Monecie. Po ukończeniu szkoły, zaczęłam się tym zajmować na własną rękę. To były jedyne zajęcia, na jakie uczęszczałam. Aktualnie myślę o intensywnym kursie, bo mam braki w technice. Obrazek na okładce tomiku: “Raj utraconych” wydanym w 2022 r., został namalowany przeze mnie akwarelami. Poza tym, nie łączę kwestii malowania poezji czy poetyzacji malarstwa.

Czy zdarzyło się tak, że obraz namalowany przez Panią został inspiracją do napisania wiersza? A na odwrót – wiersz jako temat do namalowania obrazu, czy taka sytuacja zaistniała?

Wydaje mi się, że nie było takiej sytuacji. Malowanie czegoś połączone z opiewaniem malarstwa uważam za sztuczne. Z drugiej strony pomysł na materializację jednego z obrazów poetyckich – jako środków stylistycznych – brzmi zachęcająco. Problemem jest fakt, że czasami, mimo, że udaje się wyrazić emocje przez słowa, nie udaje się ich zobrazować i na odwrót.

Pani wiersze z jedynego tomiku, jak do tej pory, tomiku „Raj utraconych”, określiłem w bardzo opisowy sposób. To jest przecież podróż po ludzkim istnieniu – zatem jestem przekonany, że Kinga Hryc opowiada (jeśli można opowiadać w wierszu) o dwóch materiach człowieczych. Substancji płci i substancji wewnętrznego ja. Kiedy ta podróż się zaczęła? O co w tej podróży chodzi? Jakie owoce zrodziła?

Zbiór powstał między 2018, a 2022 rokiem. Ciężko jest mi określić, o co tak naprawdę chodziło. Czy zawsze, kiedy coś poczujesz, od razu to rozumiesz? Zrozumienie stanów emocjonalnych jest poniekąd abstrakcją dla wielu osób. Poezji nie można zrozumieć, można ją poczuć - przynajmniej tegosię trzymałam. Chyba nie mam słów, których mogłabym użyć, żeby opowiedzieć, co się wtedy stało - próbowałam to powiedzieć, skorygować, żeby czytelnicy mogli się zatrzymać, pomyśleć i znaleźć jakieś rozwiązanie dla swoich własnych przemyśleń. Zaczęłam od podzbioru “Latawiec” mającego być aluzją do pierwszego etapu przechodzenia przez żałobę - wyparcia. Kolejne podzbiory przyrównałam do trzech pozostałych tego zjawiska, jakim jest strata - gniewu, negocjacji/depresji, akceptacji. Moim celem było poruszenie kwestii będących daleko od tak zwanych rzeczy wyższych. Nie ma doskonałości bez spojrzenia sobie w lustro i uświadomienia sobie, czego w tej postaci brakuje. Można by określić całość tomiku jako bezsensowne rozdrapywanie ran, przegadywanie się, próbę odnalezienia poezji w rzeczywistości. Jak kto woli. Wszystko przecież zależy od indywidualnej interpretacji. Owocem, który może się zrodził, może jeszcze to zrobi, było poczucie, że słabość jest dla ludzkości wspólnym mianownikiem i zamiast to zamiatać pod dywan, można o tym po prostu powiedzieć.

Wiersze Pani z „Raju utraconych” są przegadane, tak myślę. Są to obrazy pełne przepychu, takiej barokowości. Wydaje mi się, że można by te same myśli zapisać używając krótszych fraz. Jak Pani się patrzy na te swoje wiersze po kilku latach? Łagodnie czy bez entuzjazmu?

Szanuję swoją pracę w niego włożoną. Jestem dumna z odwagi obnażenia się ze słów przed kimś, kto w gruncie rzeczy może wcale nie polubił mojego stylu lub liczył na dobry kryminał. Jeśli udało mi się zmusić do refleksji chociaż jedną osobę, było warto. Za późno jednak, żeby rozważać, czy tamte wiersze nie są zbyt długie. Za późno, żeby teraz – po roku - gdybać, czy nadają się do puszczenia ich w obieg. Zrobiłam to, ponieważ chciałam mieć w rękach choć jeden przedmiot, który “powiedziałby”, że przekułam coś w piękno i że strata tego czegoś miała sens.

Pani obrazy jawią się jako wpółsenne opowieści. Coś jakby z mitologii. Coś jakby z fantasy. Są również niedookreślone krajobrazy. Lem i Homer w jednej osobie. Czy to jest jedyny świat jaki Pani utworzyła, malując obrazy?

Za wcześnie, żeby mnie porównywać do tych panów, ale dziękuję za docenienie. Poza światem, którego tworzę z liryki czy farb, wydaje mi się, że świat rzeczywisty jest mi równie bliski. Mam sporo wartościowych osób wokół siebie, które wspierają mnie będąc tuż obok czy kilkaset kilometrów dalej. Lubię zanurzać się w świecie medytacji, natury, muzyki klasycznej czy elektronicznej. Na co dzień pracuję, od czasu do czasu przeprowadzam się do innego miasta, żeby poznać jego klimat i doświadczać życia na tak zwanej wolności. Z każdego miejsca biorę coś dla siebie, mijam po drodze historie innych ludzi, potem wsiadam do kolejnego pociągu. Nazywa się to niestabilnością.

Dla kogo Pani pisze? A dla kogo maluje? Czy widzi Pani wspólny mianownik? Tych samych ludzi czytających Pani wiersze i oglądających Pani obrazy?

Szukam istotowości w wartościach, które utraciłam z oczu. Może zobaczę je kiedyś, wszystkie naraz, na twarzy przypadkowego przechodniego w którejś w jeszcze nieistniejących galerii. Może ten wspólny podziw odda nam to, co wcześniej odebrano. Piszę do tych, którzy rozumieją stratę. Maluję dla tych, którzy wiedzą, co znaczy tęsknić.

Jakie Pani czyta książki? A jakie obrazy Pani podziwia? Co Pani poleciłaby ze swoich publikacji? A jakie publikacje innych? Najlepszy wiersz według Kingi Hryc. Obraz godny uwagi.

Czytam przede wszystkim książki psychologiczne. Nie mam ulubionych autorów w tej dziedzinie - nie lubię się ograniczać. Jeśli chodzi o poezję, ubóstwiam Sylvię Plath, Antóniego Lobo Antunesa, Tadeusza Różewicza i Dejana Aleksicia. Co do malarstwa, podziwiam Beksińskiego czy wcześniej wspomnianego Moneta. Musiałabym się zastanowić, co mogłabym polecić ze swoich wierszy, bo większość nie została jeszcze wydana. Niebawem (sierpień/wrzesień 2023 r.) powinny się pojawić cztery nowe utwory: “Zachodnie”, “Przeciwne”, “Zagłębione”, “Przejrzyste” w zbiorowym tomiku, pt.: “Poezja naszych dni”. Z “Raju utraconych” serdecznie polecam “Pielgrzymkę duchów” oraz “Na obraz i podobieństwo” - jestem z nich całkiem zadowolona. Pracuję też nad poematem i planuję go wydać w najbliższych latach. Moim zdaniem nie ma najlepszego wiersza - każdy ludzki przejaw wrażliwości jest czystym pięknem i nie można tutaj niczego oceniać. Ze względu na formę i jakość bardzo mi się podobają dzieła Adama Zagajewskiego: “Tam, gdzie oddech” i “Morze Północne”. Jestem dla nich pełna podziwu. Obrazami godnymi uwagi są na pewno te z epoki romantyzmu, m.in. “The Young Martyr” Paula Delaroche z 1855 jak również: “The Lament for Icarus” Herberta Draper’a z 1898 r.

Co by Pani powiedziała młodym twórcom, podobnym Pani, lecz jeszcze przed debiutem?

Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to to, żeby się rozwijali. O rozwój chodzi przede wszystkim. O to, żeby więcej czasu spędzali na podróży w głąb siebie i nie porównywali się, ponieważ nie ma dzieł idealnych – nie o to chodzi w sztuce. Każdy produkt kultury, którą tworzymy jako ludzkość jest wartościowy, czasami tylko wymaga poświęcenia większej ilości uwagi.

Wywiad przeprowadził Adam Miks

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial