Victoria Gische to Twój pseudonim literacki. Podobno tak nazywała się Twoja prababcia. Czy jesteś do niej podobna z wyglądu?
Najbardziej jestem podobna do mamy, ale ponieważ Victoria Gische także miała szerokie kości policzkowe i ciemne, prawie czarne włosy, można znaleźć podobieństwo. Co ciekawe Victoria Gische jest/była spokrewniona ze mną, moim tatą, matką mojego taty, a więc oją babcią, nie przez – jakby to powiedzieć – więzy krwi, ale przez małżeństwo z dziadkiem mojego taty. Ona była drugą żoną dziadka taty, która wychodząc za mąż, wzięła na siebie odpowiedzialność wychowania gromadki dzieci, a było ich siedmioro. Dwie siostry, po obu biegunach, bo jedna była najstarsza, a moja babcia (mama taty) najmłodsza i pięciu braci. Widać, pradziadek, którego niestety nie miałam okazji poznać, preferował jeden typ damskiej urody i druga żona wpisała się w ten kanon, tak dobrze, że przybrane córki były do niej podobne. A jakby tego było mało, moja mama była podobna do swojej teściowej, to i ja w jakiś sposób jestem podobna do Victorii Gische. Historia nieco zagmatwana, ale prawdziwa.
Jak mówią na Ciebie przyjaciele?
Oczywiście moim „prawdziwym" imieniem, tym które otrzymałam na chrzcie, ale wolałabym zachować je dla siebie.
Proszę, wymień książki, jakie wydałaś: tytuł, rok wydania, wydawnictwo.
Nie ma tego dużo. W 2012 wydałam ebook'a „Lucyfer. Moja historia". Za przygotowanie było odpowiedzialne wydawnictwo Psychoskok. A w tym roku zadebiutowałam papierowo „Kochanką królewskiego rzeźbiarza", którą wydała Bellona.
Nad czym obecnie pracujesz (książka)?
Aktualnie pracuję nad kolejną powieścią dla Bellony, która ma się ukazać jeszcze w tym roku. Pierwsza powieść („Kochanka...) spodobała się w wydawnictwie na tyle, że od razu zaproponowano mi podpisanie umowy na następną książkę. Będzie to powieść, której fabuła toczy się także w Starożytnym Egipcie, kilkanaście lat po wydarzeniach znanych z „Kochanki...". Tym razem stawiam jednak bardziej na przygodę, tajemnicę, sekrety, które trzeba wyjaśnić. Oczywiście będzie także trochę romansu, bo przecież miłość jest obecna w życiu człowieka, więc i bohaterowie książki przeżywają ja tak samo, jak my.
Jakie masz wykształcenie?
Różne. To nie żart, ale czysta prawda. Otóż liceum ukończyłam ze świadectwem profilu pedagogicznego. Mieliśmy praktyki w szkole podstawowej w najmłodszych klasach. Później, kiedy okazało się, że nie pójdę na wymarzone studia, zaczęłam chodzić do Centrum Ustawicznego Kształcenia Ekonomistów z siedzibą w Chorzowie. Po dwóch latach nauki i obronie pracy, otrzymałam tytuł Technika ekonomisty. Dziesięć lat po maturze wreszcie zdecydowałam się na studia historyczne na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.
Mieszkam w Niemczech. Niestety nie jestem na tym etapie, aby żyć z pisania i nie chodzić do pracy, dlatego pracuję w przychodni lekarskiej, w rejestracji, gdzie zajmuję się dokumentacją pacjentów.
Podaj Twoje rodzinne miasto. Czy wspominasz je z sentymentem?
Urodziłam się, wychowałam i lwią część życia spędziłam w Siemianowicach Śląskich. Najpierw przez pierwsze siedem lat mieszkałam w centrum, później przeprowadziliśmy się do dzielnicy Siemianowic, na Bytków. Do bloków z wielkiej płyty. Tak, wspominam to miasto bardzo dobrze i cieszy mnie, że wreszcie z roku na rok, pięknieje. Mam zamiar za niedługo, podczas kolejnej wizyty w domu, przekonać się, że remont pałacu Donnesmarck'ów jest nie tylko pobożnym życzeniem, ale prawdą. To piękna rezydencja, która za moich szczenięcych lat była wykorzystywana jako przedszkole dla dzieci. Otacza ją park miejski. Tuż obok, znajduje się stary, zabytkowy spichlerz i Muzeum Siemianowic. Tam także swoje podwoje ciągle otwiera Restauracja Piastowska, w której miałam przyjęcie weselne.
Gdzie mieszkasz obecnie? Co najbardziej podoba Ci się w Twojej miejscowości?
Od 1998 roku kilka razy zmieniałam miejsce zamieszkania. Przez 9 lat mieszkałam w Katowicach. Później przeprowadziłam się do małej miejscowości nieopodal Pyrzowic i wreszcie od 2011 roku mieszkam w Niemczech. Dokładnie w Westfalii Nadrenii-Północnej, w małym Voerde, w powiecie Wesel, nieopodal Duisburga i holenderskiej granicy. Czy mi się tu podoba? Tak, to ciche spokojne, typowo niemieckie miasteczko, z małą zabudową, w większości domków jednorodzinnych. Jedyny minus to fakt, że Voerde jest oddalone od mojego polskiego domu o ponad 1100 kilometrów.
Urodziłaś się w 1975 roku. Ile lat życia spędziła w Polsce?
Wszystkie, prawie wszystkie. Trudno mówić, że zapuściłam korzenie w Niemczech, skoro jestem tu dopiero od 3 lat, to po pierwsze, a po drugie ciągle wierzę, że uda mi się wrócić do domu, do Polski. Pobyt tu traktuję jako konieczność. Gdybym nie musiała, zresztą jak gros Polaków, w ogóle nie wyjeżdżałabym z kraju.
Znasz dwa języki obce. Jakie?
Przez lata uczyłam się angielskiego, który później wykorzystywałam w pracy. Mówię, czytam i piszę płynnie po angielsku, chociaż ostatnio brakuje mi z tym językiem kontaktu. Braki w komunikacji nadrabiam, oglądając filmy w oryginale i mówiąc sama do siebie po angielsku. Takie ćwiczenie. Mieszkam w Niemczech i muszę posługiwać się niemieckim. Nigdy wcześniej nie uczyłam się tego języka, ale pochodzę z typowo śląskiej rodziny, nie był mi obcy i nauka poszła mi zadziwiająco szybko, chociaż nie jest to jeszcze ten poziom, o jakim bym marzyła.
Jestem z tego rocznika, który miał obowiązkowy rosyjski w szkole, przez 8 lat wciskano mi na siłę do głowy cyrylicę. I przykro mówić, ale nie potrafię się w tym języku porozumieć, chociaż znajomość alfabetu i umiejętność czytania pozostała.
Gdy tubylcy słysząc, jak mówisz, to podejrzewają, z jakiego kraju pochodzisz?
Nie wiem, czy podejrzewają, że jestem z Polski, ale z pewnością wiedzą, że nie jestem Niemką. Zresztą po moim sposobie mówienia rodowitemu Niemcowi trudno powiedzieć, z jakiego jestem kraju, bo ja nie mówię w domu, z rodziną, mężem czy znajomymi czysto po polsku. Ja jestem ze Śląska i mówię, godom, po śląsku. Widzę czasami, jak niektórzy – na przykład w sklepie – nadsłuchują, próbując dociec, co to za język, z którego część zdania jest zrozumiała, bo w śląskim używa się wielu niemieckich słów, a część brzmi jak najbardziej obco.
Jako dziewczynka napisałaś pierwsze opowiadanie. Później w Twoim zeszycie w kratkę pod wpływem fascynacji książkami Karola Maya i uwielbieniem dla Winnetou, powstała powieść o Dzikim Zachodzie. O czym są Twoje obecne książki? Kto jest ich odbiorcą?
Z uwagi na umiłowanie historii, w moich powieściach jest jej bardzo dużo. W zasadzie to książki historyczne. Pierwsza, ebook, jest połączeniem kilku gatunków. To fantasy, a zarazem historyczna powieść z elementami romansu. Druga, czyli „Kochanka..." to powieść historyczna z delikatnym romansem w tle. Trzecia, którą piszę, także jest powieścią historyczną. Oprócz tego pracuję nad książką obyczajową, ale jak to u mnie, fabuła będzie się zasadzała przede wszystkim na licznych wydarzeniach historycznych.
Chciałabym trafić do licznego grona Czytelników, aby każdy znalazł w nich, coś dla siebie. Myślę, że udało mi się to w przypadku „Kochanki...", bo mam także sygnały od Panów-Czytelników, że książka bardzo im się podobała. Więc, jak widać, nie jest przeznaczona tylko dla damskiego odbiorcy.
A wracając do Winnetou...Ja ciągle lubię historie o Indianach, więc nie mówię „nie" i może kiedyś pokuszę się o powieść w tym klimacie ;)
Jaki rozdział historii świata najbardziej lubisz?
Przede wszystkim fascynuje mnie Starożytny Egipt. Był moment, że chciałam zostać archeologiem, ale marzenia sobie, a życie sobie. Oprócz tego bardzo lubię średniowiecze powszechne. Także w historii Polski, to okres średniowieczny jest mi najbliższy.
Czy byłaś w Egipcie? Czy lubisz tam jeździć? Czy odkrywasz magię starożytności w zachowanych do dzisiaj w Egipcie zabytkach?
Chociaż uwielbiam historię Starożytnego Egiptu, nigdy w Egipcie nie byłam. Żałuję, ale dopóki nie będzie tam bezpiecznie, bez strachu przed atakiem terrorystycznym na turystów, którzy, aby zwiedzać muszą jeździć w konwojach, ochranianych przez wojsko, to tam nie pojadę. Nie zamierzam zasilać moimi ciężko zarobionymi pieniędzmi kieszeni ludzi, którzy nie potrafią uszanować gości, z których żyją, którzy zapewniają im pracę. Wolę pojechać w inne miejsce, gdzie nie będę czuła się jak intruz, albo przysłowiowe piąte koło u wozu. Póki co, zabytki Egiptu poznaję w książkach i na filmach dokumentalnych.
Ja w młodości zaczytywałam się książką "Egipcjanin Sinuhe" którą napisał Miki Waltari. Jak Tobie podobała się ta książka?
Myślę, że podeszłam do tej książki zbyt wcześnie. Jakoś pod koniec podstawówki. Wówczas wydawała mi się zbyt nużąca, żeby nie powiedzieć nudna. Może najwyższy czas, żeby do niej wrócić raz jeszcze.
Co sądzisz o nauczaniu historii przez przyswajanie dat?
Już o tym mówiłam, w którymś z wywiadów. Historia w szkole, czy na studiach podawana jest w sposób ciężkostrawny. Nauczycielom i wykładowcom akademickim nie chce się – w większości przypadków – szukać tematów, zdarzeń, faktów, do których przeciętny uczeń nie ma dostępu. „Lecą" z materiałem prosto z książki, czasami nie zadając sobie nawet trudu, żeby opowiedzieć coś własnymi słowami. I daty...Najważniejsze. Mamy daty, których wstyd nie znać, ale przecież po to wymyślono encyklopedie, leksykony, itp., itd., żeby w razie czego do nich zajrzeć. Chyba bardziej przydatne byłoby, gdyby uczeń potrafił z jak największą dokładnością dopasować określone wydarzenie historyczne w epoce, w której miało miejsce, niż wymyślać – za przeproszeniem – kwadratowe jaja i mówić na przykład, że bitwa pod Grunwaldem odbyła się w roku 1000.
Do szewskiej pasji doprowadza Cię feminizowanie wyrazów na siłę (np. ministerka, historyczka). A co sądzisz o feministkach?
Powiem krótko, takich w typie pani Kazimiery Szczuki nie trawię pod żadną postacią.
Biblioteka w domu Twoich rodziców była spora. Czy Ty również masz dużo książek u siebie?
W domu w Polsce tak, natomiast do Niemiec zabrałam tylko kilkanaście sztuk. Te, które z jakichś względów wydawały mi się najbardziej potrzebne i do których często zaglądam.
Kiedyś zaczęłaś pisać bajkę dla nastolatków, podrostków. Z jakiejś przyczyny przerwałaś jej pisanie. Czy myślisz, że młodzi ludzie chcieliby czytać bajki?
Tak, faktycznie pisałam kilka lat temu coś w rodzaj bajki, ale to taka bajka nie-bajka. Bardziej powieść w jej typie. Taki klimat, postaci, intryga. Myślę, że każdy lubi poczytać, czy pooglądać baśnie. A przecież dziś takie klimaty święcą swoiste triumfy. Sama je lubię. Bardzo podobała mi się książka zatytułowana „Beastly" i film pod tym samym tytułem. Bawiłam się przednio, podczas oglądania zmodernizowanej wersji królewny Śnieżki. Obu nowych wersji. Baśnie były, są i będą. Bo każdy, niezależnie od wieku, ma w sobie dziecko. A dzieci lubią misie i bajki :)
Piszesz w jednym z wywiadów, że jesteś zamknięta w sobie, otaczasz się murem. Przy okazji opisu Twojego wnętrza, podaj, proszę, Twoje najlepsze cechy.
Zawsze najtrudniej napisać coś dobrego o sobie. Jestem prawdomówna, nie owijam w bawełnę, „walę" prosto z mostu (chociaż dla niektórych to nie zaleta, a wada), jestem pracowita. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że żadnej pracy się nie boję. Jestem tradycjonalistką, w niektórych sprawach bardzo konserwatywną. Według mnie to zaleta, niezależnie od tego, co sądzą inni.
Mam wrażenie, że jesteś dość impulsywna. Czy ta cecha pomaga, czy przeszkadza Ci w życiu?
Tak, jestem impulsywna. Najczęściej najpierw mówię, potem myślę. Niestety ta cecha nie pomaga, zwłaszcza w połączeniu z prawdomównością i alergią na „włazidupstwo" (przepraszam za wyrażenie). Z tego to powodu, po 15 latach pracy bez zarzutu, straciłam etat. Zbyt dużo lizusów zatrudniło się w firmie i nie poszłam za tłumem. Cóż, taka czarna „biała" owca ;)
Zagadnięta o przyjaźnie między krajowymi pisarzami odpowiedziałaś: "w polskim piekiełku, które jest obecne wszędzie [...] jeden drugiemu wbija nóż w plecy."Czy masz odczucie, że jesteś wrogo traktowana w towarzystwie osób piszących? Jednak wybierasz się na LITERA TURĘ II. Dlaczego?
Po pierwsze mówiąc to, nie miałam na myśli siebie, ale całokształt. Właśnie tą wszechobecną zawiść, którą możemy obserwować wszędzie. Zresztą śledzę przeróżne wpisy, wielu osób w różnych miejscach i nie raz, nie dwa ich treść potwierdziła moje spostrzeżenie.
Co się zaś tyczy mnie... Nie mogę powiedzieć, żebym była wrogo traktowana, bo ja nie znam tego towarzystwa, a ono, póki, co nie może też zbyt wiele powiedzieć o mnie. Chyba, jak na razie jeszcze nikomu się nie naraziłam, ale wiem, że to kwestia czasu. Zwłaszcza przy mojej otwartości i nieowijaniu w bawełnę.
Z kolei, jeśli chodzi o udział w Litera Turze II... On ciągle stoi pod znakiem zapytania.
W wywiadzie tym dodałaś jeszcze, że "patrząc, na kulę ziemską z kosmosu wszędzie jest okrągła, tylko na Polską kanciasta". Rozwiń to zdanie, proszę.
W wywiadzie tym dodałaś jeszcze, że "patrząc, na kulę ziemską z kosmosu wszędzie jest okrągła, tylko na Polską kanciasta". Rozwiń to zdanie, proszę.
Prowadzisz stronę victoriagische.bloog.pl/. Jak często wstawiasz nowe wpisy? Czy na redagowanie tekstów nie szkoda Ci energii, którą mogłabyś spożytkować na napisanie kilku zdań nowej książki?
To zależy. Czasami wpis pojawia się codziennie, a czasami mija kilka dni do kolejnego. Piszę, kiedy mam coś do przekazania. Nic na siłę. Te krótkie teksty nie pochłaniają mnie aż tak bardzo, żeby mówić o jakiejś utracie energii, czy marnotrawieniu czasu, który mogłabym wykorzystać na pisanie książki. A po drugie od pisania powieści też trzeba się czasami oderwać, bo jak to mówią, co za dużo, to niezdrowo. Nic do obrzydzenia. Wszystko musi mieć swoje wyważone proporcje.
Czytałam, że uwielbiasz fotografować. Założyłaś nawet drugi blog z fotografiami. Co (kto) jest Twoim najlepszym (wymarzonym) obiektem?
Tak, pasję tę odziedziczyłam po dziadku, od strony mamy. Kiedy jestem na wycieczce, to oczywiście fotografuję miejsce, które zwiedzam. Jednak najczęściej obiektami są drzewa, rośliny, po prostu natura, mój mąż, a kiedy jestem w domu, w Polsce, to piesek i koty.
Wymień ulubionego wykonawcę muzyki (piosenkarza).
Michael Jackson. Kiedy byłam nastolatką, miałam pokój wyklejony jego plakatami. Bardzo żałuję, że nie udało mi się być na jego koncercie, jedynym zresztą, w Polsce.
Wybierz taki fragmencik jego piosenki, by te słowa mogłyby być puenta naszej rozmowy.
Pierwszy pochodzi z piosenki „Brand new day"
„(...) Can't you feel a brand-new day?", co oznacza „Czy czujesz, że nadchodzi całkiem nowy dzień".
Wydaniem pierwszej książki i pójściem za ciosem, czyli nastawieniem się na pisanie kolejnych powieści, weszłam w nowy etap swojego życia, czyli taki nowy dzień.
A drugi z utworu „History"
„(...) Every day create your history, Every path you take, you're leaving your legacy" , czyli „Każdego dnia kreujesz swoją historię, Każda ścieżka, którą wybierzesz, zostawia po Tobie świadectwo/ślad".
Mam nadzieję, że tą właśnie ścieżką, pragnieniem bycia autorem, który z czasem zasłuży na miano pisarza, pozostawię po sobie jakiś ślad. Jakby nie było, już dziś moja powieść, jest w bibliotekach. Może kiedyś będzie z niej lektura. Kto wie, jak potoczą się losu „Kochanki...", która w końcu traktuje o ważnej sprawie, jaką była rewolucja religijna i chęć wprowadzenia religii monoteistycznej.
Żartuję, oczywiście.}
Wywiad przeprowadziła Maria Zofia Tomaszewska