Trzeci tom „Czarodziei i ich dziejów” kończy kolejny etap tej historii. Nie kończy jednak całości. To po prostu kolejny etap, dość zamknięty, nieco inny, rozwijający to, co już znamy, dopełniający, a zarazem wprowadzający w to, co będzie dalej. Na koniec więc tym razem nie czeka nas napis „ciąg dalszy nastąpi”, w tym miejscu można przestać czytać, tym bardziej, że to ostanie komiksy z cyklu, które współtworzył jego twórca, ale jednocześnie jest też na co czekać dalej, jeśli przygody Kaczek i Myszy do Was trafiły.
Wreszcie doczekaliśmy się końca „Bajki na końcu świata”. I już samo to doceniam, bo to taka seria, którą można było ciągnąć i ciągnąć, finałem jako takim się nie przejmować, bo rozgrzebane, zawieszone też mogłoby to pozostać i byłoby okej. Ale jednak mamy zakończenie i to zakończenie bardzo satysfakcjonujące. Nie mówię, że nieprzewidywalne, ale nie o to przecież chodziło.
No i jest ósmy tom „Sandmana”. Już niemal finał, prawie wielki koniec, choć, jak to w tej serii bywa, nie czuć, żeby od zakończenia dzieliły nas tylko dwa tomy. Ale fajny to tom, trzeba mu to oddać. Dziwny, bardzo różnorodny, choć przecież zamknięty w konkretnych ramach, a przede wszystkim nastrojowy i bardzo dobry od strony literackiej. Nadal czekam, że jakiś tom okaże się absolutnie wielki i wybitny, ale i tak jest bardzo dobrze, momentami rewelacyjnie, a im bliżej finału, tym bardziej trafiała do mnie historia z „Konica Światów”.
There she stood in the doorway
I heard the mission bell
And I was thinking to myself
"This could be Heaven or this could be Hell"
Then she lit up a candle
And she showed me the way
There were voices down the corridor
I thought I heard them say
Nie będę ukrywał, że moja pierwsza myśl była następująca: „145 złotych za komiks? Chyba już zupełnie powariowali”! Dość szybko jednak zweryfikowałem swój pogląd i po zapoznaniu się z tym wydaniem, muszę przyznać, że nie dziwi mnie tak wysoka cena. Bynajmniej! Uważam, że „Legendy Zachodu” wydane przez Lost in Time, warte są każdej złotówki!
Zacznijmy od tego, że otrzymujemy nie jeden komiks, ale są to de facto trzy niezależne opowieści.
No i nadszedł ten moment. Wielki finał losów Spider-Mana – a przynajmniej Spider-Mana w postaci Petera Parkera kryjącego się pod maską – a zarazem nowe otwarcie i wprowadzenie na scenę postaci Milesa Moralesa. Śmierć Spider-Mana? Trochę razy już mu się umierało, jeszcze więcej razy porzucił swą rolę, a Marvel z zabijania bohaterów (a potem ich ożywiania) zrobił stały element swoich publikacji, więc co tu można jeszcze ciekawego opowiedzieć? A no można, jeśli jest się takim Bendisem, wspieranym na dodatek choćby przez Marka Millara i Jonathana Hikcmana.
Nakładem Wydawnictwa Timof Comics ukazała się właśnie kolejna, czwarta już odsłona zbiorczego wydania komiksu „Donżon”! Komiksu, przedstawiającego niezwykle barwne losy zwierzęcych bohaterów w quasi średniowiecznym, fantastycznym i niezwykle rozbudowanym świecie, w którym tyleż ważną jest magia, co i humor. Pozycja ta prezentuje się ponadto niezwykle pięknie w swoim jakże efektownym wydaniu.
Lucy jako takiej chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, prawda? W końcu to najsłynniejszy australopitek w dziejach, więc coś tam o uszy musiało się Wam obić. A jeśli nie bardzo, nie za wiele, z pomocą przychodzi Wam ta powieść graficzna. Bo może to i artystyczna reinterpretacja jej losów, może to tylko wyobraźnia autorów, ale dzięki nim Lucy zyskuje nowe życie, a za sprawą szaty graficznej całość wygląda tak, że z miejsca chce się po nią sięgnąć i czytać.
BIBLIOTECZKA