Michał Lipka
-
KONSERWATYWNIE KONSERWATYWNE KSIĄŻKI
Chyba nie ma czytelnika, który nie tylko nie słyszałby o jakimś rankingu książek, ale także sam się nim w ten czy inny sposób zainteresował. Bo każdy lubi wiedzieć, co jest dobre, co z tego dobrego zna, a z czym nie zgadza. Taka już nasza czytelnicza (i nie tylko) natura, która sprawia, że strony pokroju listchallenges.com cieszą się sporą popularnością, a na całym świecie wychodzą wszelkiej maści pozycje typu „1001 najlepszych…”, „100 (…), które powinniście poznać przed śmiercią” czy „100 (…) wszech czasów”. Nieco inną publikacją jest „10 książek, które każdy konserwatysta powinien znać (oraz cztery nie do pominięcia i jedna uzurpatorska)”. Zamiast bowiem wyszczególnić kilka pozycji, wyliczyć ich wady i zalety i po krótce wspomnieć o czym właściwie traktują, autor w dość rozległy sposób omawia je wszystkie, analizuje, a także przybliża nam losy zarówno pisarzy, jak i ich twórczości. Aż szkoda więc, że całość ograniczona jest do tak hermetycznych ram – i tytułów, które w większości są mało atrakcyjne dla szerokiego grona czytelniczego.
Co mają ze sobą wspólnego „Polityka” Arystotelesa, „Koniec człowieczeństwa” C.S. Lewisa, „Biblia Jerozolimska”, „Atlas zbuntowany” Rand i „Władca pierścieni”? Cóż, głupie pytanie – powiecie. I będziecie mieli rację, bo w stosunku do tematyki tej książki – i konfrontując te tytuły z tytułem samego dzieła – trudno jest doszukiwać się przewortności autora w ich doborze. Ale pewna przewrotność też jest, bo jeden ze wspomnianych przeze mnie tytułów wcale konserwatywny nie jest, niemniej nie o to chodzi. Chcę po prostu wykazać, że tematycznie – a przy okazji i wykonaniem – książka ta nikogo nie zaskoczy. Autor ma sprecyzowane cele i chce nam przedstawić dziesięć pozycji, które każdy czytelnik z konserwatywnymi poglądami, przynajmniej jego zdaniem, poznać powinien. Przybliża nam więc treść, życie autorów, ich poglądy i analizuje. Czasem przekonuje, czasem zachęca. Robi to w dobrym stylu, choć wspomniany hermetyzm sprawia, że zamyka się na, nomen omen, mniej konserwatywne spojrzenie.
Nie ukrywam, że sięgnąłem po tę książkę zainteresowany głownie tym, co autor chciał napisać o „Władcy pierścieni”. Nie ma chyba bowiem ambitnego czytelnika lubiącego dobrą literaturę, który opus magnum Tolkiena by nie cenił nawet, jeśli za nim nie przepada. Kwestia ta ciekawiła mnie tym bardziej, że przecież sam Tolkien odżegnywał się od interpretacji swojej historii. I nie zawiodłem się, choć czasem mógłbym zarzucić Wikerowi nadinterpretację (czy naprawdę życie w Shire ma służyć za konserwatywny wzór, skoro tak mocno skupione było na konsumpcjonizmie i używkach?), bo tekst napisał dość rzetelnie, ciekawie i z całkiem bogatą, choć skrótowo ujętą biografią Tolkiena.
I wszystko to można przełożyć na całość książki, z tym, że już wiele z pozostałych tytułów nie pociągało mnie tak bardzo, bym wciągnął się w czytanie o nich. Rozumiem ich dobór, znaczenie dla narzuconej sobie tematyki etc., nie mniej chętnie ujrzałbym tu tytuły mniej oczywiste. Rzeczy, które w swym pozornym liberalizmie okazują się być bardziej konserwatywne, niż niejedno dzieło stricte z tego nurtu. Miało jednak wyjść profesjonalnie, klasycznie i tak właśnie jest. Jest też dobrze i lekko pod względem stylu, dość kompleksowo i dogłębnie, niemniej gdyby dodać tu więcej nieoczywistych elementów, wyszłoby o wiele lepiej. Tak czy inaczej polecam. Zainteresowani tematem na pewno się nie zawiodą, bo mimo mojego sarkania to niezła książka, choć niestety tylko w swojej tematyce.