Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Plac Zabaw

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Plac Zabaw | Autor: Hanna Kalińska

Wybierz opinię:

czytacz1967

  O czym może opowiadać poezja? O dniu codziennym, sprawach błahych i nader nieistotnych z globarnego punktu widzenia. Z drugiej strony są to sprawy nader istotne dla tych, którzy w nich uczestniczą. Uczestniczą i potrafią przekazać je innym. Hanna Kalińska potrafi.

 

Mam przyjemność opowiedzieć o jej tomiku wierszy pod tytułem „Plac zabaw”. Długo zastanawiałem się nad tym tytułem. Oczywiście, kojarzy się z dzieciństwem. Ale czy wiersze zawarte pod tym tytułem także afiliują pierwszy okres życia? Oceniam, że nie są to, broń , dziecinne wierszyki z pamiętnika nastoletniej dziewczynki. Są to wiersze dojrzałej kobiety, tylko mające nutkę obgłaskanego oseska. Który cieszy się ze wszystkiego.

 

Woreczek na muszelki, cień słoneczny, jęk wypluwanych meduz, wszystkie nasze zakochania – te wszystkie rzeczy, które mijamy beztrosko każdego dnia, a z których poeta potrafi wyczarować kolejny i kolejny wiersz. Zwykła rzecz, jak na przykład milczenie do siebie by nie dzieliło na dwoje. A z naszych snów zbudujemy pałace, pasjonują nas przyloty i odloty – rozkoszny figiel w naszym życiorysie. Hanna Kalińska w wierszach pokazuje nam odbicie swego świata, swego patrzenia na świat. I jak czytelnik pewno zauważył, rzeczywiście widać w nim dużo, wiele iskierek dziecinnego spojrzenia pod czujnym okiem dorosłej kobiety.

 

Może ktoś tego zachwytu nie zrozumie, wzruszy ramionami. Lecz właśnie na tym polega poezja. Na wychwytywaniu takich właśnie drobnostek, świetlików naszego życia. Bo nikt nam nie zabroni żeglować w stronę miłości, gdy wokół małe porywy i niecierpliwe dysonanse.

 

Bo tak Bogiem a prawdą co my – ludzie mamy z tego życia? Wybiegani, zmordowani, sfrustrowani. A tu przyjdzie taki pan poeta czy taka pani poetka i zdemoluje dotychczasowe myślenia. Każe cieszyć się z byle głupstw, z byle uśmiechu, z byle cienia słonecznego. Ale to tak już jest. Z poetami. Oni są z innego świata. Z tej połówki świata, mówiąc dokładnie, która jest jaśniejsza, bogatsza, cieplejsza. Widać to w każdym wierszu Hanny Kalińskiej.

 

Hanna Kalińska bawi się słowami, znaczeniami słów. W tym dobrym, pozytywnym sensie. Na okładce widzimy puzzle literowe. Można z nich ułożyć wspaniały świat. Jeden jedyny. Proszę sobie uzmysłowić że drugiego takiego tomiku pani Hanna już nie napisze. I to jest najpiękniejsze. Zostały na papierze zapisane kadry, takie stop klatki do których możemy przecież wracać ile nam się podoba. Sto, tysiąc razy. Na tym również polega poezja. Na ciągłym powtarzaniu tej samej przestrzeni. Po wielokroć. Jeszcze coś – w wierszach Kalińskiej można odkrywać różne warstwy emocji, za każdym razem inną rację bytu. Czułość jaką obdarza Czytelnika Autorka jest wszechogarniająca.

 

Przebywam z tomikiem Hanny Kalińskiej od ponad miesiąca. Nie potrafię się z nim rozstać. Czytam pojedyncze wiersze, czasami cztery, pięć. Nie uciekają na drugą stronę papieru, nie chcę by było mi ich brak. Nieraz milczymy, czasami jesteśmy rozgadani. Tak jak w życiu. Bo to są jednak wiersze płynące z życia, chociaż na pierwszy rzut oka, takie się nie wydają. Dlatego też polecam pobyć z nimi przez jakiś czas. Może miesiąc, może rok, jak to sobie między sobą ustalicie. Wiersze pani Hanny są jak druga osoba liczby pojedynczej. Przyjaciel. Ktoś kto przytuli, pogłaszcze. Powie coś ważnego, mądrego, miłego. Nie oceni, tylko pokaże. Cudowny świat słów.

Agnesto

  „Plac zabaw” powinien zaczynać się wierszem, który jest ostatni – Wybór”. Dlaczego? Bo iluzja bycia tu i gdzieś indziej powinna trwać jak najdłużej. Powinna rozbić dach, przebić szklany sufit i uwolnić się od trudów codzienności porywając ciebie za rękę. Iluzja powinna dawać skrzydła i dawać poczucie bezpieczeństwa. Jesteś tam, gdzie jest ci dobrze. Jesteś tam, gdzie jesteś kochaną i gdzie sama kochasz. Jesteś tam, gdzie nie ma krytyki, a życie cieszy. Iluzja jednocześnie chroni przed bólem ciała i duszy, chroni przed pamięcią o niezłośliwym nowotworze i o starości podczas, gdy „świata ubywa powoli”.

 

Ale razem jest łatwiej, myślę, gdy zatrzymuję oczy przy innych wersach.

 

„Wydzieramy życiu to co nasze

dla jednej drogi do nieznanego wszechświata”.

 

Razem idziemy gdzieś prowadząc siebie nawzajem. „Po odległych galaktykach” żeglujemy w niewidome przed siebie. By nie żałować życia, by nie mieć do siebie pretensji. By żyć, zwyczajnie, jak mam ukochana, której już nie ma „choć jest na wieczność”, amen jej duszy. Żyć trzeba mimo wszystko i mimo wszystko w tym życiu uczestniczyć. Nie pozwolić, by życie przeszło obok, jak szary przechodzień w mijanym tłumie. Wybyć się lęku, który choć oswojony czai się za plecami, jak wierny towarzysz. Może twoja miłość „umknie kuchennymi drzwiami”? Może dostojnie „przejdzie główną bramą”?

 

Wiesz, że nic nie wiesz, ale na tym polega gra w życie. Na byciu nieobecnym tam, gdzie nie zdążyło się zdążyć. Zapominasz o bożym świecie i czujesz się zapomniana przez boży świat. I pytasz, czy to wasz teatr? Czy to wasze role? Czy jesteśmy aż tak dobrymi aktorami „wprawnymi w udawaniu”?

 

I na wszystko znajdujesz odpowiedź…

 

Nastanie „pora leniwa”, „bez makijażu”, w której będziesz kobietą i dasz sobie ciche przyzwolenie na odpoczynek. Na przerwę w tym ciągu dni i nocy i zegarów i myśli.

 

Szczęścia nie zamkniesz w dłoni każąc mu czekać

 

Na wiosenne dojrzewanie”.

 

Nie zamkniesz…

 

Nic nie zatrzymasz, bo wszystko się rozwiewa, jak karty porwane nagłym podmuchem wiatru. Ktoś ułoży, ktoś zburzy, ktoś oszuka i okłamie. To życie. I o tym jest „Plac zabaw” Hanny Kalińskiej. To poniekąd zabawa słowami, które poetka łapie, bądź wysupłuje spośród innych i układa je, jak klocki, nadając im sens i znaczenie. Z tych wyrazów powstają wersy, a te czytane, wprawiają cię w zadumę. Bo uzmysławiasz sobie, że te proste słowa idealnie do ciebie pasują. Że są niemalże o tobie.

 

Była miłość, był on, było zakochanie i kochanie. Było... Teraz prócz wspomnień nie ma nic.

 

Raz jest lepiej, raz odczuwasz ból. Innego dnia dajesz sobie przerwę od codzienności i wyłączasz się z obowiązków, które cię wiecznie gonią. Chowasz zegarek. Jesteś z sobą u siebie.

 

Tak plecie się życie.

 

To wiersze o kobiecie, która zmaga się z życiem. To „Plac zabaw” dla dorosłych, na którym trzeba bawić się z zachowaniem dystansu do siebie, do innych i do tego co jest tu i teraz. Zabawa zajmuje umysł i nie wraca przeszłość, jest teraźniejszość i ty w niej zatopiona.

Doris

       „Plac zabaw” Hanny Kalińskiej to książeczka maleńka, w sam raz do ukrycia w kieszeni, by zawsze przy mnie, na wyciągnięcie ręki, mogła otworzyć się na tej najwłaściwszej stronie i powiedzieć:

 

„świat jest twój”

możesz teraz wszystko”

 

albo:

 

„Odmieniam tysiące razy wszystkie nazwy tego świata

by nie zapomnieć że tak mało go znam”

 

       To poezja najlepsza, bo esencjonalna. Wiersze krótkie i bardzo krótkie, zawierają ważne treści zmieszczone w minimum słów, dzięki czemu są nasycone, gęste, mocne. Bez znaków przestankowych, byśmy mogli odczytywać je na wiele sposobów, dowolnie, a nawet kapryśnie rozkładać akcenty, zmieniać je w zależności od nastroju i kontekstu, jaki w danej chwili podpowiada nam nasze życie.

 

       To wiersze o życiu i o człowieku, przesycone wrażliwością, pochylające się nad chwilą, subiektywnie ważną chwilą. Wszak życie to właśnie taki plac zabaw, na którym ćwiczymy swe umiejętności, przekraczamy granice, próbujemy pokonywać przeszkody, raz po raz się z nimi mierząc, mimo niepowodzeń nie rezygnując. To nasz prywatny poligon, z którego wracamy spoceni, poobijani, bez sił, ale z nową praktyczną wiedzą, którą wypróbowaliśmy w boju.

 

       To po prostu my:

„szczypta buntu

drugie danie twardego życia

pół litra szczęścia”

 

       Idziemy przed siebie, szukając, goniąc marzenia, podatni na zranienie, emocjonalnie niezahartowani, nie chcący uronić niczego, nie godzący się z przemijaniem, z gorącą prośbą na ustach:

 

„Życia naszego powszedniego naucz nas…”

 

       Do niektórych wierszy dołączone są motta, zaczerpnięte od twórców i filozofów. Szymborska powtarza się najczęściej, ale i bez tej wskazówki wyczuwalna jest jej duchowa obecność w poezji Hanny Kalińskiej. Też ją interesuje powszedni dzień, zwykły człowiek zaplątany w swą codzienność, która jednak wbrew pozorom zawsze jest JAKAŚ, jeśli tylko spojrzeć na nią uważnie. Składa się z drobiazgów, takich właśnie jak:

 

„Duża sprawa ze słoną kroplą w oku

woreczek na muszelki z zeszłego sezonu

bajka o bezdomnym krasnoludku

przyszywanie guzika który chciał się uwolnić

cienie pod oczami

i zabłąkane słowo”

 

       Wiele tu o marzeniach zamykanych w klatce przyziemnych spraw, o miłości, która także więzi, choć przecież na nasze własne życzenie i nie chcemy od niej uciec, by wydostać się na wolność, zbyt bezbrzeżną, przerażająco nieznaną. Gramy różne role i mościmy się w nich na tyle wygodnie, by nie uwierały zbyt mocno, by można było pomyśleć, że to nie maski, a prawdziwe oblicza. Boimy się, że w końcu okaże się, iż:

 

„to nie nasz teatr

to nie nasze role”

 

       Ujęła mnie spokojna wrażliwość autorki, wychwytywanie z rzeczywistości tych najważniejszych drobinek, skupienie się na relacjach między ludźmi i na własnym wnętrzu, którego badania nigdy za wiele, bo drążąc i grzebiąc, dokopać się można do istoty siebie. To wersy mądre i zarazem kojące. Autorka zwraca uwagę na znaczenie wspomnień, zgromadzonych doświadczeń, z których warto czerpać, ale też na nasze kompulsywne pragnienie szczęścia, często wyrywanego losowi przemocą, jakbyśmy chcieli nacieszyć się nim na zapas, zaczerpnąć na potem. Bo czas nie stoi w miejscu. Co zatem będzie, gdy zaczniesz zostawać w tyle. Więc póki co, ciesz się, że:

 

„Jeszcze tańczysz

sprężysta antylopa

oświetlony witraż

 

Jeszcze płoniesz

egzotyczna lampa kolorowe widowisko

 

Jeszcze kochasz

znużona wracasz do gry z czasem”

Ola1977

  Tomik – drobiazg, lektura kieszonkowa. Tytuł – „Plac zabaw” kojarzy się z dzieciństwem, beztroską, nawiązywaniem pierwszych relacji, światem z kształtującymi się dopiero regułami; graficznie ów tytuł składa się z płytek do gry w scrabble, odnosząc się do stwarzania, budowania, wchodzenia w rolę stwórcy słowa. Na początek, jak dla mnie, obiecująco. W środku też nieźle – sporo fotografii, sporo ilustracji prezentujących obrazy polskich malarzy współczesnych. Klimatycznie.

 

Tomik składa się z dwóch części: „Czuła gra” i „Gry pozostałe”. Tematyka różnorodna, ale łączy je perspektywa kobieca, refleksyjna i emocjonalna. Subtelność złamana trudnymi doświadczeniami.

 

Życie jest łatwiejsze, gdy potraktujemy je jak wielką iluzję. Czułe słówka są tu czułymi kłamstwami – wiemy, że nimi są, ale gramy w tę grę, udajemy naiwnych, bo wtedy może mniej będzie bolało? Na pewno mniej będzie bolało. Czasem można jednak zdecydować się na odwagę, tak jak podmiot liryczny „Decyzji”. Wybiera strachu wielkie oczy czy krzyku nabrzmiałą strunę, chce odczuwać wszystko mocno i całą sobą.

 

Poetka subtelnie pisze o uczuciach. Trawestując słowa modlitwy: Życia naszego powszedniego naucz nas…, w onirycznej konwencji opowiada o życiu we dwoje, o wierze w dobre zakończenie, czy raczej o podtrzymywaniu złudy o nim. Bardzo to ładne, naprawdę.

 

Lata temu Agnieszka Osiecka napisała doskonały tekst „Niech żyje bal”, w którym tytułowym balem jest życie, jedyne w swoim rodzaju, dlatego trzeba z niego zagarnąć jak najwięcej. U Kalińskiej mamy „Małpi bal”, życie „jak należy”, z marzeniami przyciętymi i skarlałymi, z bliźniaczymi dniami i powolnie rosnącym szaleństwem…

 

Poetka w kolejnych utworach celnie zauważa, że częściej w życiu się mijamy niż spotykamy, że drugi człowiek jest nie obok, a daleko, że życie jednych kończy się kropką, a innych wykrzyknikiem, a ten koniec nie zawsze od nas zależy.

 

Niektóre wiersze są swoistym dziennikiem podróży. Hiszpania, Long Island, Paryż, Nowy Jork, lot samolotem, powrót, który okazuje się zgodą ptaka na pozłacaną klatkę. Trzeba odgrywać swoje role, nawet jeśli jesteśmy źle obsadzeni, a teatr nie jest nasz.

 

Tytułowy plac zabaw pojawia się w wierszu „Chłopiec o czarnych oczach”. Ów chłopiec musiał zmienić znany plac na dorosłe życie, które obce i nieznane. Próba powrotu, rozkołysania zardzewiałych huśtawek, budowania zamków z piasku nie da nawet złudy dawnego porządku, osadzenia w świecie jasnych reguł. Gorzka prawda.

 

Dużo emocji znaleźć możemy w wierszu „Dzień ostatni”, w którym dedykacja Pamięci Krzysia sprawia, że czytelnik myśli o tym, kim on był, co przerwało życie tego mężczyzny (chłopca?), co sprawiło, że czas się rozdzielił, że wskazówki zegarka oszalały, a wszystko tęskni za dotykiem nieobecnych dłoni. Piękne upamiętnienie człowieka.

 

Boję się spotkań z nieznanymi autorami. Nie mam punktu odniesienia, nie wiem, czego się spodziewać. Szczególne lęki dotykają mnie przy tomikach poetyckich, tu bowiem podobna wrażliwość jest niemal konieczna, by wypowiadać się pozytywnie. O Hannie Kalińskiej nie wiedziałam nic, a to, co przeczytałam na okładce w ogóle do mnie nie przemówiło. Jakieś to takie było przegadane, zwyczajne. Na szczęście przemówiły utwory… Jestem zachwycona tym tomikiem, wrażliwością poetki, sposobem obrazowania, metaforyką i klimatem. Odnalazłam się w jej emocjach, rozumiem przeżycia, mam podobne refleksje na temat życia, tylko nie potrafię tak pięknie ubrać tego w słowa.

 

Przeczytajcie „Plac zabaw”, naprawdę warto!

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial