Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Widzialna Ciemność

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Widzialna Ciemność | Autor: William Golding

Wybierz opinię:

Doris

       Powieść Williama Goldinga „Widzialna ciemność” rozpoczyna się zapadającą w pamięć symboliczną sceną. Londyn pod gradem pocisków płonie, żar jest nie do zniesienia, kamienice składają się niczym domki z kart, wokół już tylko wypalone ruiny i blask płomieni, z których… wyłania się chłopiec. Nagi, poparzony, a jednak idzie, z niezwykłą jak na dziecko determinacją, krok za krokiem, przed siebie, w stronę ocalenia. Nikt nie wie kim jest, skąd się wziął, on sam nic nie mówi i słabo kontaktuje. Ale z całej siły trzyma się życia, kurczowo ściska je w poparzonych palcach.

 

       Nie wiadomo, czy spieszyłby się tak samo, gdyby choć trochę znał realia rządzące światem, jego niechęć do brzydoty i okrucieństwo w odrzucaniu wszystkiego, co nie spełnia oczekiwań, gdyby wiedział, co go czeka. „Powłóczenie nogą, twarz w dwóch kolorach i okaleczone ucho, ledwie zakryte czarnymi włosami opadającymi z nagiej czaszki, czyniły z niego naturalne pośmiewisko. Być może między innymi dzięki temu wyrobił w sobie pewną zdolność – jeżeli można to tak nazwać – która rozwijała się w miarę upływu lat. Potrafił znikać. Potrafił stawać się niewidzialny jak zwierzę.” I uciekać, a może raczej poszukiwać odpowiedzi na pytanie: kim/czym jestem, poszukiwać kompulsywnie, coraz dalej, z Londynu do Australii, a tam w głąb niepoznanego interioru, by po latach powrócić do Anglii i przemierzyć ją ponownie.

 

       Czytając „Widzialną ciemność” miałam natrętne skojarzenie z prozą Karola Dickensa, który podobnie, pozornie dobrodusznie, z dużą dawką ironii i czarnego humoru obnaża zło i bezradność wobec niego tych najsłabszych, najbardziej bezbronnych, a więc dzieci. Fakt, że cała rzecz nie dzieje się jednak w połowie XIX wieku, tylko w końcówce II Wojny Światowej, nasuwa wiele cierpkich myśli i jednocześnie każe pochylić się nad dickensowskim geniuszem, który sprawdza się i ponad sto lat później. Potraktowanie postaci gamoniowatego i tchórzliwego dyrektora, a także lubieżnego, zdegenerowanego Pedigree w sposób karykaturalnie przerysowany, ośmieszając ich z wyraźnym odcieniem wstrętu, pozwoliło uniknąć przesadnego dramatyzmu, mocno podkreślając jednocześnie ohydę i obmierzłość całej sytuacji. Ów wykoślawiony paskudnie obraz postaci doskonale się sprawdza jeśli chodzi o bohaterów przeżartych złem, dewiacją, pogardą i łajdactwem. Nakłada im obrzydliwe maski, złośliwe i ośmieszające, którym szyderstwo ujmuje nieco grozy.

 

       Natomiast Matthew Septimus Windrove to postać tragiczna, potraktowana przez autora bardzo serio. Prowadzony przez niego dziennik pokazuje, jak stopniowo pogrąża się on w mroku choroby psychicznej. Z początku, unikając z wiadomych przyczyn ludzi, zawierza Biblii, jak swojemu duchowemu przewodnikowi, w niej szuka wskazówek i odpowiedzi na pytania. Być może poczucie wyobcowania, niemal całkowita alienacja, w połączeniu z traumą wypadku z dzieciństwa i trudami codzienności spowodowały powolną utratę kontaktu z otoczeniem i pojawienie się objawów wytwórczych schizofrenii, które on sam uznał za rzeczywistość. Sam proces kształtowania się jego psychiki, pewna intelektualna bariera, poza którą nie daje rady wyjść, a która nie pozwala mu na pełne zrozumienie interakcji z otoczeniem, w końcu osuwanie się w ciemności postępującego obłędu, to wszystko zostało przedstawione konsekwentnie i nad wyraz sugestywnie.

 

       Sophy już jako mała dziewczynka, od samego początku jawi nam się jako esencja zła, które skumulowało się w jej duszy w sposób niepojęty, w ilości tak ogromnej i masie tak gęstej, że nie pozostawiło już nawet milimetra miejsca dla współczucia, czułości czy wdzięczności, rzecz jasna tych autentycznych, a nie udawanych dla osiągnięcia celu. Co ciekawe, Sophy sama świadoma jest tej ciemności, kłębiącej się gdzieś w tyle jej głowy. Ponieważ poznajemy Sophy w jej dziecięcych latach, przed nami rozpościera się całe, szczegółowe studium przypadku rodzenia się hydry podłości, później zaś wykorzystywania, coraz bardziej świadomego, nikczemności aż do pełni ekstazy, jakie daje realizacja coraz bardziej zwyrodniałych planów. Los łączy losy tych dwóch postaci w sposób dość przewrotny, jakby z góry sobie to zaplanował.

 

       Opisany w cudownie niewspółczesnym stylu sklep żelazny Frankleya tak mnie zauroczył, że wracałam do tego fragmentu wielokrotnie, by poczuć tę nierzeczywistą aurę zastygłej w niezmiennej pozie przeszłości, w którą tak trudno tchnąć ożywczego ducha, zobaczyć tych zasnutych w pajęczyny sprzedawców, zawieszonych w czasoprzestrzeni między wczoraj a dziś, jakby wdrukowanych w sepiową, starą fotografię. I oczywiście ich „ciało pędziło żywot w postawie wyprostowanej, w oczekiwaniu na ostatniego klienta. Nawet bowiem młody pan Arthur, przy całej swojej życzliwości i prawdziwie dobrej woli, był zdania, że tylko pionowy sprzedawca jest dobrym sprzedawcą i że koncepcja sprzedawcy siedzącego jest w pewien sposób niemoralna.” To z kolei sceny niczym wyjęte z Schulza, oniryczne, bajkowe, gdyż przeszłość ma w sobie nieodłączną magię, która wraz z wkraczaniem współczesności blednie, by w końcu zniknąć. To co minęło, obrasta legendą, traci ostre kontury, a zyskuje tajemniczą, senną umowność. Autor żongluje słowami, to już znamy z „Władcy much”, ale do tego przeciekawie różnicuje narrację, formę wypowiedzi i opisu, chcąc oddać jak najwierniej intencje, jakie mu przyświecają. Dla nas to literacka uczta pełna smakowitych niespodzianek.

 

       Pomroce brutalnego zła, jakim jest zarówno wojna, jak też szaleństwo tkwiące w człowieku, przeciwstawiono tu światłość ognia. To z niego zrodziło się życie, to z jasności płomienia wyłonił się Matty, w ogniu też zgorzała niegodziwość. Tak więc żar jest tutaj symbolem narodzenia i oczyszczenia z mroku, w którym pogrąża się świat i człowiek. Ogień może podarować światło i ciepło, może też jednak zarazem poparzyć. Jak powiedział święty Paweł, diabeł jest widziany jako anioł światłości, gdy chce nas zmylić. Nie każdy ogień jest więc święty i nie każda ciemność nieprawa. Matty z naznaczoną piętnem brzydoty twarzą wydaje się wcieleniem niegodziwości, zaś szkaradna, mroczna dusza Sophy kryje się za piękną, promienną twarzą. Nie wszystko jest wiec takim, jakim się wydaje, a my, wiedząc o tym, powinniśmy sięgać pod powierzchnię i odkrywać prawdę, którą maskuje.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial