Tomasz Niedziela
-
Kolejna już książka z gatunku literatury s-f, tym razem nawet dość wiekowa. Jak każda (lub większość) powieści s-f porusza tematy nam współczesne lub raczej współczesne autorowi w momencie pisania książki. Tu jest tak na pewno. Dyskusja o tym, co to znaczy być obywatelem w demokracjach nie ma końca i chyba nigdy go nie osiągnie, co możemy uznać zarówno za wadę jak i zaletę tego typu ustroju społecznego.
W uniwersum stworzonym przez Roberta Heinleina prawo głosu mają tylko i wyłącznie owi 'żołnierze kosmosu” po odbyciu służby wojskowej. Przy czym służba ta jest tylko i wyłącznie dobrowolna i praktycznie w każdym momencie można się z niej wycofać, co jednak powoduje dożywotnią utratę praw wyborczych.
Adaptacja filmowa niesamowicie strywializowała przesłanie książki. W zasadzie film można podzielić na dwa etapy: obóz szkoleniowy i walki z „robalami”. Film zawiera praktycznie same „kalki”, które towarzyszą opowieścią o wojnie: tępych trepów, beznadziejne dowództwo i ofiarnych żołnierzy, którzy w zasadzie są w stanie sami wygrać wojnę. Gdyby rzecz była taka prosta po co byliby nam wybitni wodzowie i dlaczego to oni, a nie liczniejsze armie, wygrywali bitwy i wojny?
W książce problem odpowiedzialności jest poruszany jako najważniejszy w demokracji. Tylko ten, który potrafi zadbać o innych, być odpowiedzialny, ryzykować nawet życiem dla dobra społeczności, jest wart tego, by decydować o ich losach. Autor jak gdyby dyskutuje sam z sobą, wkładając różne kwestie i pytania, a to w usta nauczycieli, a to w usta uczniów. Czy akurat jest to najlepsze forma ustroju, trudno rzec, ale na pewno warta jest dyskusji. Można by to na przykład zbanalizować (choć nie do końca) i uaktualnić w taki sposób: nie płacisz podatków – nie głosujesz! Nie czujesz się obywatelem, który łoży na dobro wspólne, nie decydujesz. Ale któż obecnie ma ochotę na jakiekolwiek dyskusje o systemie politycznym, ważne jest rzymskie zawołanie „chleba i igrzysk” i to wszystko co interesuje obywateli.
Wracając do filmu, który powstał już w czasach poprawności politycznej, żołnierze reprezentują obie płcie, koedukacja obowiązuje wszędzie, różnice są zacierane. W książce pozwolenie na spotkanie z osobnikiem płci żeńskiej jest nieprawdopodobnym wyróżnieniem, a sposób odnoszenia się do pań, co najmniej szarmancki. Oczywiście dopóki nie nastąpią pierwsze przepustki, które jednak nie obfitują w wybryki, bo przestępczość jest na bardzo niskim poziomie. Niesnaski są między marynarką a piechotą, ale tak było, jest i chyba będzie już zawsze.
Przeciwstawną formą organizacji społecznej są „robale”. Ich organizacja przypomina organizację mrówek czy termitów, ale można również odnieść ją do komunizmu w sowieckim wydaniu. Książka jest napisana w „najgorętszym” okresie zimnej wojny, więc nietrudno o takie odniesienia. Generalizując, mamy więc z jednej strony komunizm, z drugiej demokrację, ale tylko dla wybranych, coś na kształt demokracji ateńskiej, gdzie „rządy ludu” odnosiły się do niewielkiego procenta populacji wolnych obywateli, a wiązały się głównie z odpowiedzialnością i służbą, o czym nikt we współczesnej demokracji nie myśli.
Kolejna książka s-f, która zachęca do zgoła współczesnych przemyśleń i bardzo aktualnych pytań. Oczywiście można z niej wycisnąć rozrywkowe i uproszczone jądro, ale to niestety też bardzo świadczy o współczesności – wszak klient dostaje to, czego oczekuje. Niby jedną z rół mediów wszelakich, ma być „misja”, ale to przecież Lenin uznał film za najważniejszą ze sztuk. A do czego jemu i jego poplecznikom ta sztuka była potrzebna?
I tu, na zakończenie, dochodzimy do właściwego wniosku: warto czytać! Choćby czynili to nieliczni...