Mamaczyta
-
Wydawcy z wielką uwagą śledzą trendy na Wattpadzie, przecież tysiące czytelniczek nie mogą się mylić. Powieści tworzone na platformach internetowych trafiają w wersji papierowej do czytelników, którzy cenią sobie ciężar książki w dłoniach i historie, które budzą ogromne emocje. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej grupy i z wielką przyjemnością czytam takie powieści. Ostatnie gorące dni tego lata spędziłam z bohaterami książki Zuzanny Wólczyńskiej „Let me know”.
Autorka osadziła swoich bohaterów w pięknej scenerii plaż Santa Monica w Kalifornii. Gorące słońce, miękki piasek, iskrzące wody oceanu to tło dla romantycznej historii; w takim miejscu pierwsza miłość może pięknie rozkwitnąć, może też stać się bolesnym rozczarowaniem.
Bee i Noah przyjaźnią się od wczesnego dzieciństwa, spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, wiedzą o sobie wszystko. Przysięgają sobie przyjaźń do końca życia. Ale taką obietnicę trudno spełnić gdy jesteś nastolatkiem i razem z rodzicami musisz przeprowadzić się na drugi koniec kraju. Początkowo udaje się utrzymać kontakt, ale gdy Noah nie może przylecieć na festiwal lampionów coś zaczyna się zmieniać. Przecież to była ich tradycja, plaża, kwaśne żelki i lampiony puszczane w niebo, a w nich karteczka z życzeniem, dobrą wróżbą na przyszły rok. Pewna epoka się kończy ale tak naprawdę żadne z nich nie przechodzi nad tym do porządku dziennego. Zabrakło rozmowy, wyjaśnienia pewnych kwestii, pozostała niewypowiedziana tęsknota i żal.
Cztery lata to dużo, a tyle właśnie minęło od ich ostatniego spotkania. Noah wrócił, a Bee wariuje na samą myśl o nim. Pierwsze spotkanie to zderzenie się ze ścianą obojętności. Potężna fala negatywnych uczuć. Dziewczyna ma oparcie w przyjaciółce, zaczyna też spotykać się z chłopakiem, któremu od dawna się podobała. Robi wszystko by nie myśleć o Noah, który jako przyjaciel jej brata często bywa w jej domu, a do tego zbliża się coroczny festiwal lampionów.
Piękna historia o tym, jak miłość dojrzewa, ewoluuje, a wraz z nią bohaterowie i ich spojrzenie na świat. Było słodko i romantycznie, owszem, ale nie martwcie się ten romantyzm nie wylewa się z każdej strony, jest podany w idealnych proporcjach, takich, że uśmiech nie schodzi z twarzy podczas czytania. Ta pierwsza miłość jest zawsze najpiękniejsza, te motyle w brzuchu, to unoszenie się kilka centymetrów nad ziemią. To także historia o tym jak trudno zmierzyć się z problemami gdy nie ma obok nas osoby, która potrafi wysłuchać, wesprzeć i nie oceniać. Noah zmaga się z żałobą. Śmierć taty byłą niespodziewana, nie było ucieczki od napływającego smutku, Bea była za daleko zajęta swoim życiem.
Czy szczera rozmowa i chwile spędzone na plaży wystarczą by zasypać dzielącą ich przepaść? Czy pierwsze zauroczenie to wystarczająco dużo? A może aż za dużo? Zwłaszcza w sytuacji gdy problemy zaczynają się piętrzyć? Sporo tutaj pytań, ale dorzucę jeszcze jedno: czy można tak mocno kochać by pozwolić drugiej osobie odejść?
Moim zdaniem to idealna młodzieżowa powieść, pozbawiona wulgaryzmów i scen erotycznych, ale za to pełna wątków, które uwielbiają młodzi czytelnicy. Ponadto wypełniona emocjami aż po brzegi.
Duży plus dla wydawcy za umieszczenie numerów do telefonu zaufania, wypunktowanie miejsc, w których można znaleźć pomoc, jeśli znajdziemy się w punkcie krytycznym swojego życia. Nastolatki potrzebują mieć świadomość, że jest takie miejsce gdzie zostaną wysłuchane.