O Książkach I Nie Tylko
-
Literatura dziecięca i młodzieżowa ma w sobie taki nieodparty urok, obok którego nie potrafię przejść obojętnie. Ponadto, już w pierwszej chwili, gdy ujrzałam okładkę powieści Urszuli Stokłosy (jestem okładkową sroką, wybaczcie), wiedziałam, że muszę poznać tę historię. Sam tytuł również wydał mi się interesujący... Czy wnętrze książki również okazało się właśnie takie? Odpowiedź na to pytanie w poniższej recenzji.
Ania jest już nastolatką i zdecydowanie ma swoje zdanie, którego nie waha się przedstawić. Jest już zdecydowanie za duża na noszenie wyprasowanych przez mamę sukienek, zwraca uwagę na to, w jakim gronie przyjaciół przebywa i już w szczególności - nie ma najmniejszego zamiaru wybrać się z wizytą do babci. Już woli uczyć się tej nużącej matematyki. Zresztą, kto jej zabroni własnych uczuć i podejmowania decyzji? Dziewczynka nie wie jednak, że już za moment będzie mogła poznać swoich najbliższych z zupełnie innej perspektywy...
Pierwsze strony książki nie do końca mnie do siebie przekonały - przyznaję to bez bicia. Główna bohaterka okrutnie mnie irytowała swoim zachowaniem, choć z drugiej strony gdzieś tam, w najgłębszych zakamarkach swojego umysłu miałam dla niej pewnego rodzaju zrozumienie. Bardzo optymistycznie podziałało na mnie natomiast pióro autorki, ale więcej o tym za chwilę.
Główną bohaterką powieści jest Ania, która właściwie może być już nazywana nastolatką. Dziewczynka bardzo chciałaby być taka, jak jej bardziej popularne i bogatsze koleżanki ze szkoły, więc śmiało usuwa ze swojego życia wszystko to, co nie wpisuje się w jej idealną wizję. Wścieka się na starszą siostrę, mamę i ba! Dochodzi nawet do tego, że obwinia swoją własną babcię o to, że ta przebywa w szpitalu. No trzeba przyznać, że ta postać raczej nie wzbudza sympatii i czytanie początkowych rozdziałów po prostu przyprawiało mnie o podwyższone z nerwów ciśnienie.
Fabuła powieści opiera się głównie na zachowaniu głównej bohaterki, które pozostawia naprawdę wiele do życzenia i jej dość niepoprawnych relacjach z bliskimi. Dziewczynka pyskuje, nie słucha się i po prostu buntuje przeciwko wszystkim i wszystkiemu. W świetle późniejszych wydarzeń Ania jednak zaczyna dostrzegać o wiele więcej szczegółów, które wcześniej ignorowała - to z kolei prowadzi do jej powolnej, ale skutecznej przemiany. Cieszę się, że wszystko to zostało przedstawione w taki sposób - odrobinę przypominający wątek fantastyczny, a jednocześnie dosadny i skłaniający do przemyśleń.
Urszula Stokłosa ma bardzo dobre pióro, które sprawiło, że książkę czytało mi się po prostu bardzo szybki i na swój sposób przyjemnie. Choć nie jest to historia, która zachwyca od pierwszej strony, to dzięki umiejętnościom autorki całość wypadła w moich oczach naprawdę bardzo dobrze. Historia Ani jest historią, z którą z pewnością mogą utożsamić się setki nastolatków – w końcu kto z nas w młodszych latach nie pragnął tej szkolnej popularności i uwagi ze strony rówieśników? No właśnie.
Dzisiaj pojedziemy do babci to książka, która dała mi wiele do myślenia i uważam, że jest to naprawdę wartościowa lektura dla młodzieży, ale i dla dorosłych. Nie tylko młodzi mają swoje za uszami, ale i dorośli - w pogoni za różnymi wzorcami czy po prostu potrzebą kontroli wszystkiego i wszystkich często zapominają o tym, że ich dzieci również mają swoje uczucia i problemy. Być może wystarczyłoby po prostu zapytać, zamiast znów podnosić głos? No właśnie.
Jeżeli akurat poszukujecie książki wartościowej, która nie odstrasza swoim gabarytem, a jednocześnie jest pełna ważnej treści, to koniecznie zwróćcie uwagę na tę pozycję.