Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Coś Zjada Bezdomnych

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Coś Zjada Bezdomnych | Autor: Tomasz Racjan

Wybierz opinię:

Litera T

  „Coś zjada bezdomnych” to niebanalny debiut pana Tomasza Racjan. W zakwalifikowanej jako horror powieści znajdziemy znacznie więcej niż grozę i strach. O czym tak naprawdę jest powieść oraz dlaczego główni bohaterowie, posiadając imiona, są dla nas bezimienni? Tego dowiecie się z recenzji.

 

Na początek jednak trochę faktów. „Coś zjada bezdomnych” opowiada o losach specyficznej społeczności, żyjącej (a może tylko starającej się nie umrzeć?) daleko poza marginesem społecznym. Narkomanów, dziwaków, bezdomnych, biedaków oraz wszystkich tych, których chcemy jak najszybciej minąć na ulicy, dotyka widmo (czasem dosłownie) zagrożenia. Ktoś bądź coś zaczyna ich zabijać i to w makabryczny sposób. Co z tego wyniknie? W jaki sposób ludzie kompletnie nieradzący sobie z elementarnymi potrzebami, taki jak chociażby dach nad głową, mają poradzić sobie z zagadką przerastającą kompetencje policji? Naturalnie odpowiedzi należy szukać na kartach powieści pana Tomasza. Do czego już, w środku recenzji gorąco zachęcam.

 

Skąd u mnie pochwały niemalże na samym starcie? Przede wszystkim całość charakteryzuje się indywidualnym stylem językowym. Miejscami ciężkim, wymagającym, ale satysfakcjonującym. Zdania lubią się złamać, jakiś nietypowym przecinkiem, zmuszając nas do wejścia w odpowiednie, podyktowane zamysłem autora, tempo czytania. Potrafią również kończyć się powtórzeniem, prawie parafrazą, potęgując efekt konkretnej myśli, kryjącej się pod literkami. Sama konstrukcja budowania historii, czy postaci świetne współgra ze stylem pana Tomasza. To nie koniec!

 

Autor wykazuje ponadprzeciętne zdolności do obserwacji. Wyciska sedno, prawiąc o sprawach mającym z sednem jedynie dalekie pokrewieństwo. Zdarza mu się owszem, trochę nadużywać silnie nacechowanych emocjonalnie słów, ale nie popada przy tym w pusty słowotok, znany mi z drugoligowych powieści o porywających polki, diabelnie przystojnych gangsterach. Gdy pisarz dusi nas gęstą atmosferą, przygniata mocnymi określeniami, strofuje naturalistycznymi akapitami, czuć w tym pokrewieństwo ze światem przedstawionym.

 

Fabuła, choć stanowiąca pretekst do przejmujących rozważań podawana umiejętnie. Na uwagę zasługuje również tempo. Podzielona na mnóstwo króciutkich rozdziałów powieść od samego początku zmierza swoim, własnym przemyślanych krokiem, ku końcowi. Jeśli zbacza w jakąś poboczną alejkę, robi to z rozmysłem. Podczas lektury miałem wrażenie kontaktu z chaosem pozornym, mącącym w głowie, ale w sposób całkowicie kontrolowany przez twórcę powieści.

 

Główną siłą książki są dla mnie postacie, opisy oraz narracja. O dwójce kluczowych bohaterów, autor wypowiada się w sposób pomijający imiona. Zabieg odbieram jako świetny, już na samym starcie obdzierający bohaterów z elementarnego pierwiastka ludzkości. Jakby bezdomni byli całkowicie pozbawieni prawa własności, nawet tego do własnego imienia. Co więcej, poprzez plastyczne opisy skupiające się rzetelny oddaniu, niekiedy odklejonych od rzeczywistości rozterek, autorowi udało się nakreślić wiele frapujących, wypełnionych pierwotnym lękiem obrazów. Z jednej strony brzydziłem się zaprezentowanym światem oraz ludźmi, z drugiej jakaś część mnie chciała brnąć dalej w stronę bezdomnego jądra ciemności.

 

Zakończenie uważam za przejmujące, niosące szereg przemyśleń na temat poruszanych kwestii. Podoba mi się również mnogość fałszywych tropów, które wodzą nas za nos niemalże do końca. Jedyne, do czego chciałbym się przyczepić, to wierszowane wstawki. Jestem dość wyczulony w kwestii rytmiki. O ile częstochowskiej rymy oddają książkowe realia, tak kiepska melodyka raczej nie była zamierzona.

 

Podsumowując, dawno nie napisałem tak pochlebnej recenzji, ale patrząc na oceny „Coś zjada bezdomnych” nasuwa się smutny wniosek, na temat mitycznej „większości”, która decyduje o sukcesie konkretnych utworów. Ja książkę serdecznie polecam i liczę na kolejne powieści spod pióra pana Tomasza.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial