Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Wymazywanie. Rozpad

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Thomas Bernhard
  • Tytuł Oryginału: Auslöschung. Ein Zerfall
  • Seria: Austria. Laboratorium krytyczne
  • Gatunek: Literatura piękna
  • Przekład: Sława Lisiecka
  • Liczba Stron: 642
  • Rok Wydania: 2021
  • Numer Wydania: I
  • ISBN: 9788395439384
  • Wydawca: Od do
  • Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
  • Ocena:

    6/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Wymazywanie. Rozpad | Autor: Thomas Bernhard

Wybierz opinię:

Doris

       „(…) świat składa się nie tylko, jak się powszechnie mniema, z jednej jedynej rodziny, lecz z milionów rodzin, nie tylko z jednej jedynej miejscowości, lecz z milionów takich miejscowości, nie tylko z jednego jedynego narodu, lecz z wielu setek i tysięcy narodów i nie tylko z jednego jedynego kraju, lecz z wieluset i wielu tysięcy krain, z których każda jest najpiękniejsza i najważniejsza.”

 

       I w myśl tych słów Thomas Bernhard nie traktuje swojej ojczyzny, Austrii, jak nietykalnej świętości. Wręcz przeciwnie, nie tylko pokazuje jej wady i ułomności, ale wręcz je wyśmiewa, podkreśla, powtarzając krytyczne treści na różne sposoby. Odnieść można wrażenie, że nie lubi rodzinnego kraju, że on go uwiera, tłamsi jego wolność, przydusza intelekt. „Wymazywanie. Rozpad” jest gorzkim podsumowaniem chyba wszystkich, a w każdym razie całego mnóstwa austriackich, a także niemieckich grzechów i grzeszków.

 

       A rozpoczynamy od rodziny, łakomej, nastawionej na gromadzenie majątku, przywiązanej do posiadłości Wolfsegg, która stanowi o sensie ich życia. Ich życie zaś sprowadza się do zarządzania gospodarstwem, do rozmów o koniecznych inwestycjach i pracach, o przychodach i wydatkach, o inwentarzu i zasiewach. Rozrywką są polowania i obgadywanie innych. Biblioteki zarastają kurzem, kwitnie zaś materialistyczne, skostniałe podejście do świata.

 

       Bohater powieści, Franz Murau, gdy tylko mógł, wyrwał się z ponurego, osaczającego go domu i zamieszkał w Rzymie. Teraz otrzymuje od sióstr wiadomość o tragicznej śmierci rodziców i brata. Wie, że musi jechać do Wolfsegg na pogrzeb i zostać tam, dopóki nie uporządkuje spraw spadkowych.

 

       To dla niego trudna sytuacja, i to bardziej ze względu na konieczność odwiedzenia domu niż na żałobę. Franz nie może opędzić się od myśli, które przybierają tu formę monologu bez końca, rozmowy z sobą, w której usiłuje przekonać samego siebie do swoich racji, a może po prostu wytłumaczyć się, usprawiedliwić przed sobą, by zniwelować wyrzuty sumienia. To wręcz lawina refleksji, napływająca wciąż i wciąż, obsesyjna, natrętna. Pewne wątki ciągle nawracają, męczą, a krytyka rodzinnego domu i bliskich stopniowo rozszerza się na punktowanie słabości Austrii i Austriaków, uderzając bez pardonu w najczulsze punkty.

 

       Jak musi być ciężko, uświadomić sobie, że nienawidzi się własnej rodziny, gardzi rodzicami i rodzeństwem, a także wszystkim, co dla nich ważne. Wbrew wypowiedzianym kiedyś, znamiennym słowom: „Nie mogę jednak wymazać mojej rodziny ze świata tylko dlatego, że tego chcę”, Franz sprawia wrażenie, że marzy, by to uczynić. Zbliżający się pogrzeb każe jednak myśleć o niej w dwójnasób, rozważać fragmenty przeszłości i przeżywać je na nowo. Może więc wymazywanie trzeba po prostu rozpocząć od podrysowania konturów, a gdy zobaczy się je jeszcze raz wyraźnie, zamiast wymazać, zechcemy zrozumieć?

 

       Jak się przekonujemy, przywary rodziny Franza są odzwierciedleniem mankamentów całej Austrii. Być może jedno wynika z drugiego. „Już od wieków nie widuje się ludzi, tylko tytuły i świadectwa”, które nadaje austriacki system szkolnictwa, dodajmy – przerażająco pasywny, niechętny uczniom, nudny i promujący bierną uległość. Nic więc dziwnego, że tak też postrzegany jest później naród, wynurzający się spod tego systemu niczym spod sztancy, niczego nie kwestionujący, stosujący się do wyuczonym norm, przekonany o swojej wyższości pod każdym względem, obleczony w napuszoność i sztywno wykrochmalone szaty. Niechlubną rolę odegrał tutaj także kościół katolicki „z tymi swoimi bajkami dla dzieci i z tym swoim widowiskiem dla dorosłych, dążył widocznie do całkowitego uwiedzenia ludzi, którzy dostali się w jego szpony, dzięki tym bajkom i temu widowisku uczynił ich uległymi, wymazał dla siebie jako ludzi, aby uczynić z nich bezwolnych i bezmyślnych katolików, jak sam bezecnie mówi,wiernych (…)”

 

       Bernhard nazywa rzeczywistość tej części Europy krainą lalek, a więc światem sztucznym, pociąganym za sznurki, upozowanym, inercyjnym i potulnym. „Sztuczny świat wydał sztucznego człowieka i odwrotnie, sztuczny człowiek sztuczny świat”, co od razu kojarzy mi się ze zbiorem dopiero co czytanych, doskonałych esejów Piotra Pazińskiego „Atrapy stworzenia”. Widać więc, że nie tylko Bernhard zarzucał ludziom pozorowanie życia i aktywności, a przede wszystkim sprawczości. Robiło to wielu przed nim i zapewne uczynią jeszcze następni. Bo nic tak nie denerwuje, nic nie jest tak niebezpieczne, jak inercja intelektualna, która czyni z nas manekiny życia. Krytyce, trzeba przyznać, że bezwzględnej, podlegają tutaj wszystkie instytucje i urzędy państwowe, szkoły, sądownictwo, służba zdrowia, w których dominuje korupcja, biurokracja, bezduszność i obojętność na człowieka.

 

       Zafałszowaniu rzeczywistości sprzyjają też takie ludzkie wynalazki, jak fotografia, do której ustawiamy się w sposób wystudiowany, z przywołanym siłą mięśni twarzy sztucznym uśmiechem szczęścia, nie odzwierciedlającym ani trochę tego, co naprawdę czujemy. Iluzja zdolna oszukać wielu, a nawet nas samych. „Żyjemy w dwu światach (…) w rzeczywistym, który jest smutny i podły, a koniec końców zabójczy, i w sfotografowanym, który jest na wskroś zakłamany, ale przez przytłaczającą większość upragniony i idealny.”

 

       Bernhard, przy swoim poczuciu żywej niechęci, a nawet, nie zawaham się powiedzieć, poczuciu obrzydzenia do bylejakości, pozerstwa i koturnowości zarówno własnej rodziny, jak i szerzej, Austrii, bywa nader często złośliwy i szyderczy. Jego zgryźliwość zaś jest nieprzyjemnie wroga i napastliwa, choć stara się zachować, jak potrafi, zimną obojętność. To ironia zjadliwa, uderzająca świadomie prosto w te punkty, które mają zaboleć. „Wszystko nosi, by tak rzecz, charakter pisma mojej matki. Jej mania wielkości, muszę powiedzieć, stopniowo wszystko pomniejszyła.” Matka to osoba niszcząca rodzinę i sprowadzająca wszystko wokoło do ruiny. Kto wie, ile tu można by wyciągnąć odniesień do biografii samego Bernharda, którego relacje z matką nie były łatwe. To ciekawa kwestia do zgłębienia. Ojciec jawi się jako bezwolny, pozbawiony własnego zdania, podległy, choć także jako żywy nacjonalista, ukrywający wojennych zbrodniarzy i dalej związany z przestępczą ideologią. Siostry podobne w swym napuszeniu i ostentacyjności do matki, brat – skóra zdjęta z ojca… gdzie tu miejsce dla Franza?

 

       Z tekstu bije ponury smutek, a całe rozliczenie ma w sobie mniej pierwiastka gniewu niż można by się spodziewać. To raczej posępny bilans, z goryczą podsumowujący wszystko to, co nieudane, nieudolnie i bez większego powodzenia próbujący szukać dobrych stron, powodowany, jak się zdaje, wyrzutami sumienia niewdzięcznego austriackiego syna. Mimo to lektura nie jest trudna, gdy już złapie się rytm i wczuje w charakterystyczną, powtarzającą się na wiele sposobów frazę. Zupełnie jakby brało się udział w uważnej, drobiazgowej psychoanalizie, rozkładało na drobniutkie elementy uczucia, by każde z nich wziąć w ręce i dokładnie, z wszystkich stron mu się przyjrzeć. Wówczas można zobaczyć wewnętrzne rozdarcie i ukryty pod bardzo merytorycznym, rzeczowym wywodem, smutek człowieka bezradnego, który może i chciałby całkowicie odrzucić i zapomnieć swoją wolfseggdzką przeszłość, im częściej i bardziej stanowczo jednak o tym nas przekonuje, tym głębiej pogrąża się we wspomnieniach, opisując każdy detal zarówno wyposażenia posiadłości, jak i spędzonych w jej murach chwil, a w tych przywoływanych obrazach nie sposób nie zauważyć nostalgii. Może więc wymazywanie owego „Wolfsegg”, które, jak pisze Bernhard, każdy z nas nosi w sobie, nie jest ani możliwe, ani potrzebne? To przecież duży fragment NAS. Coś, co nas ukształtowało.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial