Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Samotny Wędrowiec

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Samotny Wędrowiec | Autor: Jolanthe Dee

Wybierz opinię:

Michał Lipka

  Co tu dużo mówić: strasznie wymęczyła mnie ta książka. Niby to tylko 162 strony, z czego sporą ilość zajmują piosenki (tak, tak, wszystko wyjaśnię w dalszej części tekstu), więc jeśli chodzi o czas poświęcony lekturze poszło szybko, ale wymęczyło strasznie. Niestety. Banalna historia, napisana w sposób, którego nawet nie da się nazwać poprawnym, a co dopiero wprawnym, okazała się dla mnie niemal zupełnie nie do strawienia, aż prześlizgiwałem się wzrokiem po akapitach, byle szybciej do końca. I okej, fajnie, że autorka z problemami zdrowotnymi znajduje w twórczości swój sposób na życie, ale niestety nie jest to twórczość dla mnie.

 

Pozwólcie, że na chwilę zostawię Was z opisem tej książki, jaki serwuje nam wydawca, bo chcę się do niego odnieść i to konkretnie. Więc tak:

 

Samotny wędrowiec JolantheDee to powieść marynistyczna zainspirowana początkami cywilizacji na kontynencie amerykańskim. Ta barwna, bogata w drobiazgowe opisy i liczne fakty historyczne książka przenosi nas w świat mórz i oceanów, dzikich wysp, nieskażonych ludzką ręką, pierwszych osadników, bujnej przyrody i potężnych żywiołów. A wszystko to zostaje wzbogacone piosenkami rodem z pirackich statków, oddającymi ducha ludzi morza. Aż chciałoby się wsiąść na pokład i wyruszyć w dal…

 

I co? No i w ogóle ciężko się z tym zgodzić. Niby fakt, są te elementy, niby to marynistyczne, ale dla mnie przede wszystkim mocno westernowe było to wszystko. Niby się zgadza – okładka też nam to sugeruje, ale spodziewałem się jednak czegoś innego, niż dostałem. To kwestia gustu jednak, odczuć, chociaż z drugiej strony prawda jest taka, ze i za westernem, i za marynistycznymi historiami, tak samo nie przepadam. O faktach historycznych tej książki wypowiadać się nie będę, na pewno jakieś są, rozpoznałem niektóre, ale czy takie liczne? No nie wiem, chyba nie mi to oceniać, ale jakoś tej historycznej strony za bardzo nie poczułem. Za to drobiazgowość opisów to już w ogóle coś, z czym zgodzić się nie mogę, bo proste i ogólnikowe było to wszystko. I to bardzo. No chyba, że za drobiazgowość uznać tu powtarzanie rzeczy, których powtarzać nie trzeba. Przykład? W pamięci pozostał mi niestety najbardziej rozdział o ataku na fort, gdzie już w pierwszym akapicie słowo „fort” właśnie pada trzy razy (i przynajmniej dwa czy trzy razy podkreślony był fakt spalenia tego miejsca). W jednym akapicie, tak, nie pomyliłem się i to wcale nie jakimś długim. Nie wiem, gdzie była korekta, ani kto przepuścił tego typu niezgodności z zasadami pisowni (bo nie są to celowe, podkreślające coś powtórzenia w stylu Vonneguta czy Palahniuka), ale żaden z korektorów ani redaktorów, z którymi ja miałem do czynienia w swoim życiu, za nic nie zgodziłby się puścić tego dalej.

 

I tak to właśnie wygląda. Powieść nie ma drobiazgowych opisów, bo książka licząca tak niewiele stron, a jednak opisująca sporo przygód i akcji, po prostu nie ma możliwości technicznych na zaprezentowanie czegoś takiego. Więc i nie ma stylistycznie nic rozbuchanego. Wręcz przeciwnie, bo całość jest opisana bardzo prostym, niewprawnym językiem, w którym jest za dużo oczywistości i banalności, za dużo powtórzeń, a za mało zdań wielokrotnie złożonych. Często wszystko jest tu powierzchowne i po macoszemu potraktowane, a po lekturze w pamięci zostaje niewiele, choć nie przeczę, czasem autorce udaje się zbudować nieco fajnego klimatu. Niestety dla mnie to za mało (i za mało oryginalnie – co już sugeruje sam tytuł i przybrany przez pisarkę pseudonim, z miejsca kojarzące się z „Samotny” wędrowcem” Jamesa Lee Burke’a). Tym bardziej, że zamieszczone na końcu piosenki też okazały się nawet bardziej banalne i prostsze, niż szanty, które banalnością i skrajną prostotą, by nie rzec prostactwem, przecież ociekają.

 

W skrócie: ja nic tu ciekawego nie znalazłem. Wymęczyłem się. I w sumie ledwie przeczytałem, a już wypadło z głowy to wszystko. Fajnie – jak już pisałem – że autorka znalazła tu sposób na pokazanie siebie, na wyrażenie siebie i na życie być może, ale mi nie podeszła jej proza. Choć może jakichś swoich fanów znajdzie.

Beata Szwajdych

  Po przeczytaniu opisu książki "Samotny wędrowiec" autorstwa Jolanthe Dee (pseudonim artystyczny autorki Jolanty Długosz) uznałam, że idealnie wpasowała się ona w klimat, w jakim obracam się ostatnimi czasy. Mówi on o tym, że czeka na mnie powieść, której akcja dzieje się w czasie początków rozprzestrzeniania się zachodniej cywilizacji na kontynencie amerykańskim, a dokładnie umieszczona została w połowie XIX wieku. Miały być też elementy marynistyczne, więc oczywiście wiedziałam, że akcja będzie się też toczyć na morzu.

 

Połączenie opowieści rodem z Dzikiego Zachodu z żeglarską rzeczywistością wydawało mi się bardzo innowacyjnym pomysłem. Jeśli chodzi o świetnie wykonaną grafikę na okładce, to zapowiadała ona z kolei jakoby czekała na mnie bardziej przygoda z westernem i od razu nasunęła na myśl serial "1883", czyli prequel dosyć popularnej produkcji "Yellowstone". Kto oglądał, ten wie czego mogłam się spodziewać. Rzeczywistość jest jednak całkiem inna, bo niespodziewanie akcja potrafiła przenosić się zarówno w inne miejsca jak i czasy, niewiele mając w sobie z moich oczekiwań.

 

"Samotny wędrowiec" to historia zapisana na niespełna 160 stronach, formatu nieco większego niż kieszonkowy. Dodatkowo sporą jej część zajmują teksty szant. Pomimo swoich raczej kompaktowych rozmiarów, książka strasznie mi się dłużyła. Przyczyniły się do tego po równi sama fabuła jak i sposób jej zapisania. Przyznam, że odbiór opowieści jest sprawą czysto subiektywną, którą ktoś inny może bardziej niż ja by docenił. Jeśli chodzi zaś o kwestie techniczne, to niestety wiele z nich jest mocno niedociągniętych...

 

W tekście pojawia się bardzo dużo powtórzeń, przez co sprawiał on wrażenie pisanego przez osobę niedoświadczoną w tej dziedzinie. Z pewnością nie skierowałabym tej powieści do dorosłego Czytelnika, prosty poziom pasuje mi bardziej dla dzieci. Pojawia się w niej też dużo błędów niewyłapanych przez korektę. Kolejną sprawą jest to, że czasem brakuje w historii logicznych połączeń. Dla przykładu: już na wstępie kilka razy czytałam pierwszą stronę i nie mogłam zrozumieć, czy ten samotny kowboj Terry miał inny dom niż rodzina Beklejów, czy jednak nie był taki samotny i był członkiem tej rodziny... Innym przykładem może być to, że "miastu groziła wielka epidemia"... po przejściu tornada. Przykro mi to pisać, ale niestety wymęczyłam się przy czytaniu tej książki, nieustannie mając ochotę odłożyć ją na bok.

 

Podobnie rzecz miała się z bohaterami, którzy byli jacyś tacy bezbarwni i niecharakterystyczni. Dialogi między nimi były płaskie i ogólnie całość tekstu sprawia wrażenie zbyt prostego, aby móc zostać docenionym na rynku wydawniczym.  Szkoda, bo pojawiły się w publikacji też i drobne plusy, które mogły stanowić podwaliny ciekawej historii.

 

Na koniec wspomnę o pozytywnej stronie książki, bo taka też się pojawiła. Mianowicie autorka umieściła w niej sporo rzetelnych informacji historycznych, choć nie mogę na sto procent powiedzieć, że wszystkie były prawdziwe. Bardzo podobał mi się wstęp informujący Czytelnika jak rozpoczęła się kolonizacja Ameryki. Jednak chyba nikt nie uwierzy w to, że ludzie z tamtych czasów dbali o przyrodę - jak wiemy, człowiek od kilku setek lat bardziej działa na niekorzyść planety i dopiero niedawno zaczął się proces budzenia z tego niszczycielskiego letargu. Za to Autorka w swojej książce umieściła takie zdanie: "Nikt z nich nie naruszał ekosystemu. Gromadzili wszelkie odpady, aby potem spalić je na plaży." Przykro mi, ale do mnie to nie przemawia.

 

Reasumując - książka miała jakiś potencjał, ale wykonanie niestety przekreśliło wszelkie jej walory. Niewystarczający warsztat pisarski, kulawa korekta i błędy merytoryczne skutecznie zniechęciły mnie do tej powieści. Szkoda, bo naprawdę miałam ochotę na dobrą powieść rodem z Dzikiego Zachodu, jednak "Samotny wędrowiec" nie sprostał tym oczekiwaniom.

Joanna Kidawa

  „Samotny wędrowiec” Jolanthe Dee przenosi nas do połowy XIX wieku na tereny obecnych Stanów Zjednoczonych. To właśnie tam kolonizatorzy wyruszają na podbój nowych terytoriów dotychczas zajmowanych przez rdzenne indiańskie plemiona. To również początek ery poszukiwaczy złota, marzących o wielkim bogactwie i sławie. W tych czasach dwóch braci wyrusza na morze… Chodź, popłyńmy razem z nimi… Gotowi? To wsiadamy na pokład!

 

KIM JEST AUTORKA?

 

Zanim wyruszymy w podróż, pozwól, że przedstawię Ci niezwykle interesującą osobę, którą jest Jolanthe Dee, a właściwie Jolanta Długosz. Kobieta jest niespełna 50 letnią mieszkanką Przemyśla. Niestety jej życie nie jest usłane różami, gdyż zmaga się z nieuleczalną chorobą, która powoduje lewostronny niedowład ciała i wymusza poruszanie się o kulach. Jak radzi sobie z codziennymi troskami? Otóż sięgając właśnie po literaturę. Pisząc, zapomina o codziennych zmaganiach oraz dzieli się ze światem niezwykle bogatą wyobraźnią.

 

Pani Jolanta debiutowała jeszcze w XX wieku opowiadaniem „Kosmiczna podróż”, które ukazało się na łamach gazety „Pogranicze”. W jej dorobku literackim odnajdziemy również poezję oraz szereg powieści.

 

SAMOTNY WĘDROWIEC

 

Skoro już, chociaż trochę, poznaliśmy Jolanthe Dee, nadszedł czas na morskie opowieści.

 

Zanim jednak wskoczymy na pokład statku, pozwól, że przedstawię Ci rodzinę Beklejów, jednych z pierwszych osadników na amerykańskiej ziemi w okolicach Gór Skalistych. To właśnie tam wybudowali dom nieopodal wysokich klifów. Na co dzień zajmują się hodowlą zwierząt oraz uprawą pól. Rodzina doczekała się siedmioro dzieci, pięciu synów oraz dwóch córek.

 

Jednak co roku silne ulewy z porywającymi wiatrami plądrowały okolice, zalewając pola uprawne, drogi oraz pobliskie miasteczka. Pewnego razu nadeszło niezwykle silne tornado, które, poza zniszczeniami, doprowadziło do śmierci rodziców Beklejów. Dorosłe już dzieci nie poddały się i wspólnymi siłami odbudowały gospodarstwo.

 

Jeden z braci – Terry marzy o opuszczeniu rodzinnego domu by samotnie prowadzić życie kowboja. Wyrusza w podróż… Natomiast dwóch braci, czyli Jan i Ben postanawiają wyruszyć w stronę morza. Jako że nigdy nie zaznali marynarskiego życia, najpierw przez dwa lata praktykowali na statku kapitana Piotra zwanego Brodatym.

 

Po upływie dwóch lat młodzi mężczyźni wybrali się na pierwszy samodzielny rejs. Tak poznali kapitana, którego wszyscy zwali Wesołym. Okazało się, że ten kapitan pływał również w przeszłości z ich ojcem, którego świetnie znał i dobrze wspominał.

 

Jan i Ben wypływają z portu na statku „Biały Łabędź”. W czasie rejsu napotykają na liczne sztormy, przeżywają niesamowite przygody oraz odkrywają nieznane lądy i zakątki. Po jednym ze sztormów, który spowodował sporo zniszczeń ich statku, trafiają do zatoki Rozbitek, zamieszkanej przez przyjaźnie nastawionych piratów, bliskich znajomych kapitana Wesołego. Ponieważ „Biały Łabędź” wymaga szeregu napraw, Wesoły proponuje im zamianę statków. Tym samym przejmują jednostkę zwaną „Białym Ptakiem”, nie wiedząc, że ciąży na nim klątwa, a jego przeznaczeniem jest zatonięcie i pogrzebanie załogi…

 

Po raz kolejny bracia wyruszają w morze. Natrafiają na przepiękne miejsce, w którym chcieliby się w przyszłości osiedlić. Wraz z pomocą Wesołego wysyłają list z zaszyfrowaną mapą do swojego brata Terry’ego zapraszając go do malowniczego zakątka.

 

Jak potoczą się losy Jana i Bena? Czy klątwa ciążąca nad „Białym Ptakiem” się wypełni? Czy Terry będzie w stanie odczytać wiadomość od swoich braci? Jeśli zaciekawiło Cię którekolwiek z powyższych pytań, to serdecznie Cię zapraszam do przeczytania „Samotnego wędrowca”.

 

NA ZAKOŃCZENIE SŁÓW KILKA

 

„Samotny wędrowiec” to stosunkowo niewielka objętościowo książka, z krótkimi rozdziałami, którą przeczytałam praktycznie w jeden wieczór. Dość oszczędne słownictwo otwiera miejsce na wyobraźnię czytelnika. Dodatkowo, opowieści okraszone są szantami, które podczas rejsu nucili dzielni żeglarze. Jednym słowem – polecam!

Bookish__nook

  "Samotny wędrowiec" autorstwa Jolanthe Dee jest książką, która z pasją oddaje ducha przygód marynistycznych, przenosząc czytelników do czasów, kiedy morza i oceany były ostatnimi granicami nieznanego świata. Ta powieść, osadzona na tle początków cywilizacji na kontynencie amerykańskim, jest nie tylko świadectwem ludzkiej ciekawości i pragnienia odkrycia, ale również głębokiej tęsknoty za poznaniem i zrozumieniem przyrody oraz otaczającego nas świata.

 

Dee, z niezwykłą wrażliwością i umiejętnością, tworzy historię, która jest zarazem epicką opowieścią o morzach i oceanach, jak i intymnym portretem ludzi, dla których morze stało się domem, wyzwaniem i przeznaczeniem. Narracja powieści wyróżnia się przystępnym, a zarazem bogatym językiem, który z łatwością przenosi czytelników w różnorodne scenerie – od burzliwych fal po dzikie, nieskażone wyspy. Autorka z sukcesem balansuje między opisami pełnymi detali, a dynamiczną akcją, sprawiając, że każda strona książki tętni życiem i przygodą. Szczególnie zapadają w pamięć malownicze opisy przyrody, które są świadectwem nie tylko głębokiej wiedzy Dee o świecie naturalnym, ale również jej zdolności do przekazywania emocji i atmosfery za pomocą słów. Jednym z najbardziej intrygujących aspektów "Samotnego wędrowca" są wplecione w tekst szanty. Te krótkie, rytmiczne utwory nie tylko wzbogacają narrację o element ludowej kultury marynistycznej, ale również stanowią okno na duszę bohaterów, ich pragnienia, troski i radości. Szanty, będące integralną częścią życia na morzu, w powieści Dee zyskują nowy wymiar – stają się pomostem między przeszłością, a teraźniejszością, podkreślając uniwersalność doświadczeń ludzi morza.

 

Mimo wielu zalet, powieść posiada również elementy, które mogą budzić mieszane uczucia. Rozwój fabuły, choć zazwyczaj płynny i wciągający, miejscami wydaje się być zbyt rozwlekły lub przewidywalny. Ponadto, wątek braci, który początkowo zapowiadał się na kluczowy dla rozwoju historii, z czasem traci na znaczeniu, co może zostawić czytelników z poczuciem niedokończonej opowieści. Niektóre motywy, takie jak pojawienie się "dobrych piratów" czy sugestia wpływu kosmitów na rozwój starożytnych cywilizacji, mogą wydawać się nieco niepasujące do ogólnego tonu książki, który balansuje między historycznym realizmem a elementami fantastycznymi. Chociaż takie zabiegi mogą świadczyć o kreatywności autorki i chęci eksploracji różnych tematów, dla niektórych czytelników mogą one zakłócić immersję w autentyczny świat przedstawiony. Sprzeczne uczucia budzi we mnie również okładka książki, która nie do końca oddaje ducha zawartych w niej przygód. Chociaż estetycznie wykonana, może nie spełniać oczekiwań czytelników szukających historii odkrywczych podróży i morskich przygód. Ten drobny element, mimo że nie wpływa bezpośrednio na jakość literacką dzieła, może mieć znaczenie dla pierwszego wrażenia potencjalnych czytelników.

 

Podsumowując, "Samotny wędrowiec" jest powieścią, która z jednej strony zachwyca głębią opisów, dynamiką akcji i autentycznością przedstawionego świata, z drugiej zaś prowokuje do refleksji nad naturą ludzkiej ciekawości i dążenia do poznania. Mimo pewnych niedoskonałości narracyjnych i stylistycznych, książka ta stanowi wartościowy wkład do literatury marynistycznej, oferując czytelnikom nie tylko wciągającą opowieść, ale również wgląd w bogactwo kultury morskiej i historii odkryć geograficznych. Jolanthe Dee udowadnia, że morze – ten nieustannie fascynujący i tajemniczy element – może być zarówno scenerią dla epickich przygód, jak i lustrem, w którym odbijają się najgłębsze ludzkie marzenia i aspiracje. W "Samotnym wędrowcu" każdy znajdzie coś dla siebie – od miłośników historii, przez entuzjastów przyrody, po wielbicieli literatury poszukującej odpowiedzi na pytania o sens istnienia i niezgłębione tajemnice świata.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial