mmichalowa
-
Nawet nie będę udawać, że miałam wcześniej jakiekolwiek pojęcie o tym, iż na terenie Szwecji i Norwegii dochodziło do przymusowych przesiedleń. Dopiero po tym, jak zobaczyłam w zapowiedziach książkę Elin Anna Labba, której podtytuł wskazywał właśnie na takie działania, postanowiłam nieco pogrzebać w historii krajów skandynawskich. Obecnie obraz niemal każdego z nich jest nieskazitelny. Służą za wzory krajów, które wypracowały sobie dość dobrze ustrukturyzowane normy funkcjonowania. Ich cechę charakterystyczną stanowi bardzo często polityczna poprawność. Po lekturze wspomnianego tytułu w głowie zaczyna się jednak kreować zupełnie inny obraz. Za powstanie Szwecji i Norwegii w ich obecnym kształcie, cenę przede wszystkim ponieśli przedstawiciele Saamów. Można zauważyć, że tradycyjny świat, jaki tworzyli, zaczął się rozpadać właśnie w momencie przeprowadzanych przymusowych przesiedleń. Jak dowiadujemy się z dalszej części książki, ucierpiała nie tylko kultura i tradycja, ale również więzy rodzinne. Jak to się stało, że doszło do wspomnianej sytuacji? Czym była ona motywowana?
Przenieśmy się na chwilę na początek XX wieku. Dokładnie w 1919 roku między Szwecją a Norwegią podpisana została konwencja dotycząca wypasu reniferów. Wśród ustaleń znajdowała się informacja dotycząca m. in tego, ilu ludzi należy wysiedlić z ich domów. Nikt nie zwraca uwagi na to, że mieszkańcy muszą opuszczać terytorium, które było zamieszkiwane przez ich rodziny od pokoleń. Co więcej, za niesubordynację Szwecja opornych mieszkańców karze grzywnami. Bardzo często połowa rodzin zostaje wysiedlona na nowe tereny, a pozostali zostają. Sprzyja to zrywaniu wszelkich więzi rodzinnych oraz sąsiedzkich. Przesiedleni nie potrafią odnaleźć się na nowych terenach, nie znają tam nikogo, z kim mogliby się porozumiewać w swoim ojczystym języku lub z kim mogliby kultywować tradycje. Nagle z dalekiej północy muszą się udać na południe. Początkowo jeszcze bardzo mocno wierzą w możliwość powrotu. Często nie rozumieją, dlaczego nie mogą pozostać nadal na terenie swojego, ojczystego kawałka ziemi.. Jeszcze trudniej na zmianę lokalizacji reagują zwierzęta. Renifery przyzwyczajone do swoich stałych pastwisk nieustannie próbują wracać do znanych miejsc. Bardzo często Saamowie tracą całe stada. Jednocześnie urzędnicy nie rozumieją, że samoistny powrót reniferów nie jest formą złośliwości ze strony ludności. Nie dość, że mieszkańcy regularnie tracą swoje źródło dochodu, pozbawiani są także jedzenia. Zaczynają być poddawani naciskom, ze względu na ucieczki bydła. Przez długi czas rozgrywa się dramat, na który (oprócz stron biorących w nim udział) inni zdają się nie zwracać uwagi.
“Panowie nas tu przesiedlili” nie jest książką, którą można byłoby określić typowym reportażem. Sporo istotnych informacji autorka pozostawia do samodzielnego zgłębienia, a pozycja bazuje głównie na licznych wspomnieniach osób, których problem przesiedleń bezpośrednio dotykał. Tytuł, jak zaznacza Labba, powstał głównie z pragnienia zrozumienia historii jej własnej rodziny. Wzbogacono go licznymi fragmentami oryginalnych tekstów i skanów dokumentów oraz zdjęciami tamtejszej ludności. Pozycja jest zupełnie inną, nową wyprawą na północ. Umożliwia dotarcie do tych fragmentów historii krajów skandynawskich, która zdecydowanie nie jest powszechnie znana.
Nie próbuję nawet utożsamiać się z emocjami, jakie mogły towarzyszyć tamtejszym mieszkańcom. Ich izolacja i odosobnienie wywarły znaczący wpływ na kolejne, współczesne już pokolenia. Chociaż niektóre z elementów udało się odbudować, to jednak nie ma wątpliwości, że część tożsamościowa Saamów, przez wspomniany rozłam, uległa zatraceniu. Ciężko o tym czytać, a jednocześnie - warto. Chociażby po to, by dać żyć tej kulturze w pamięci.