Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Ulewa

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Ulewa | Autor: Maciej Bieszczad

Wybierz opinię:

Doris

        Do recenzji „Ulewy”  podchodzę z dużą nieśmiałością, ba, przyznam, że nawet z lękiem. Jako osoba kompletnie niewierząca i utrzymująca krytyczny dystans do Kościoła, zapewne odbieram ten na pół zbiór opowiadań, na pół zaś powieść, bardzo po swojemu, inaczej niż większość, może nawet sprzecznie z intencjami autora. Nic na to nie mogę poradzić, wszak wiara nie jest dobrem, które możemy sobie po prostu „przysposobić”, to dar, jaki przychodzi sam i rozgaszcza się w naszym wnętrzu, jeśli mu na to pozwolimy.

 

        „Ulewa” zawiera wiele odniesień do Starego i Nowego Testamentu, wykorzystuje symbolikę chrześcijańską, kreśli sylwetki bohaterów, na których spłynęła łaska i opromieniła ich życie. To życie, które dotąd ich nie oszczędzało, odmawiając podstawowych dóbr, jakie nas kształtują, przede wszystkim dobra rodzicielskiej miłości. Ono właśnie jest generatorem naszej późniejszej siły i poczucia bezpieczeństwa.

 

        Narracja, jaką wybrał autor, coś pomiędzy realistycznym portretem, wręcz całą galerią psychologicznych konterfektów, a mistycznym przeżyciem, połączonym z sennymi widzeniami, wrażeniami słuchowymi z pogranicza omamów, alkoholowymi wizjami i emocjonalnym zawirowaniem, oscyluje między racjonalizmem szczegółu, a mgiełką duchowego uniesienia. W tym wszystkim zaś opowiada o człowieku, o jego sposobach radzenia sobie lub też nieradzenia z własnym życiem. Bohaterowie mierzą się z problemami, które ich przerastają, są ponad ich siły. Porzucenie i śmierć wymagają przejścia kolejnych etapów żałoby, to dwie największe straty, obie niezawinione i niespodziewane, na żadną z nich nie da się przygotować.  Dziecko odepchnięte przez matkę, oddane w obce ręce, jak zawadzający grat, zostaje sierotą z dziurawym sercem do końca życia, choć zapewne w różny sposób będzie próbowało tę przestrzeń, przepuszczającą nieprzyjemny chłód, jakoś załatać.

 

        Zbigniew i Wojtek, Bronka, Andrzej, Marek, Małgosia… Różne osoby, osobne życia, ekstremalne doświadczenia… Alkoholizm, śmiertelna choroba, schizofrenia, śmierć bliskich… Trzeba przyznać, że bagaż tak ciężki, iż grozi utratą równowagi, upadkiem, okaleczeniem. Jedni wówczas chowają się w sobie, znikają, jakby ich nigdy nie było. Inni krzyczą, zaciskają pięści i wyprowadzają ciosy, te okrutne, poniżej pasa, nokautujące, niekiedy całkiem bezładne. Są też tacy, którzy szukają pomocy, próbują walczyć. Dzięki autorowi zyskujemy wgląd w każdą z takich prób odzyskania kontroli nad sobą i tym, co może się jeszcze wydarzyć. Może przydarzyć się człowiekowi tak wielkie zwątpienie, że stojąc na moście bierze pod uwagę najbardziej dramatyczne i ostateczne opcje. Jego równowaga emocjonalna jest wtedy niezwykle chwiejna, każdy zmysł napięty i wyczulony, chwyta i przetwarza najmniejsze bodźce, odczuwając je po wielekroć, a one rezonują, wyzwalając nieoczekiwane, ponadracjonalne reakcje.  Marek doznaje objawienia, a ono czyni go wysłannikiem Boga, wrażliwego na ludzkie cierpienie.  Traktuje to jako misję, posłannictwo.

 

        To dla mnie trudne tematy ze względu na mój sceptycyzm. Toteż traktuję tę kwestię bardziej w kategoriach przeżycia duchowego, katharsis – w co akurat wierzę. Człowiek pod wpływem przeżyć i emocji może dostąpić nagłej przemiany, dokonać przewartościowania priorytetów, tak jakby odrodził się i powstał na nowo. Tak właśnie postrzegam Marka, ale też Adriana, Macieja, Edwarda… Ludzie, którzy przeszli przez piekło np. alkoholizmu, narkomanii, lęku przed relacjami społecznymi i depresji, oni najlepiej wiedzą, jakie to wyniszczające. Pragną więc pomóc przerwać błędne koło autodestrukcji tym, których jeszcze można uratować. Opowieść Macieja Bieszczada daje nam nadzieję, pozwala wierzyć, że ten, do którego wyciągnięto pomocną dłoń, poda z kolei swoją rękę innemu człowiekowi w potrzebie. Łańcuch ludzkich rąk, Boża opieka, szczęśliwy traf, karma… nie przegapmy ich, rozglądajmy się wokół siebie. Może teraz ktoś potrzebuje naszej pomocy. Kto wie, kiedy my także będziemy takowej oczekiwać.

 

        Tytuł „Ulewa” nasuwa wiele skojarzeń. Deszcz oczyszcza, zmywa brud i zmęczenie upałem, niesie świeżość i orzeźwienie. Jako symbol stymulującej rześkości, łączy się z nowym spojrzeniem, energią i optymizmem. Trzeba mieć odwagę poddać się tej kąpieli, zwykle na początku oznaczającej wstrząs, brutalnej. , zmuszającej nas do skonfrontowania się z lękami, z nieprawościami, jakimi zawiniliśmy, ze słabością. Nie wszystkim udaje się wyjść z tego zwycięsko. Autor i jego bohaterowie podsuwają nam w tej materii różne tropy i podpowiedzi. Interpretacji może być więcej. Stanowi to ogromną wartość tej opowieści. Jej uniwersalność, przekładalność na szeroki kontekst, alegoryczność… Postacie bohaterów są ledwo zarysowane, można pod nie podłożyć dowolnych innych, stąd uproszczona konstrukcja ich sylwetek, kreślona obiektywnie, dość obojętnie, na pozór bez emocjonalnego zaangażowania. Nie przywiązujemy się do nich. Dla nas mogą być nie Andrzejem i Markiem, a Iksem i Igrekiem, których twarze bez trudu wpasowują się nam w obrys bohaterów „Ulewy”.  Ich losy też są dość schematycznie podane, by można było uściślić je obrazami z innego życia, dowolnie zbieżnego, podobnego. To szeroka, mądra przypowieść z biblijnymi akcentami, które dla mnie nabierają obiektywnego, humanistycznego znaczenia, wiary w człowieczeństwo, w dobro.

 

        Ciekawym odautorskim zabiegiem wydaje się rozpoczęcie całej historii od serii przypadkowych, pojedynczych zdarzeń, spotykających obce sobie osoby, w rozmaitych miejscach i różnym czasie. Później zaś, stopniowo, te jednostkowe losy zaczynają się łączyć, przenikać, wpływać na siebie, współgrać, tworzyć dwugłos, trio, kwartet, cały chór… Z opowiadań wyłania się powieść, osobni ludzie stają się sobie bliscy, tworzą relacje, więzi, są patchworkiem zszytym przez życie z kawałków. W tym właśnie tkwi ludzka siła. Nie wiem, czy akurat tę koncepcję autor miał zamiar nam przekazać, być może jest ona jedną z wielu, mnie jednak najbliższą, zgodną z moją naturą i sposobem patrzenia na świat. Chcę w nią wierzyć i czerpać z tej wiary nadzieję i optymizm.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial