Pani M.
-
Balbina z Lubienieckich Romerowa (ur. 1806 r.) od najmłodszych lat wykazywała cechy żarliwej religijności. Wszyscy spodziewali się, że złoży śluby zakonne, los jednak chciał inaczej. Balbina została wydana za mąż, chociaż była przekonana, że jedynie służąc Bogu, może znaleźć szczęście.
Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, na co się piszę, gdy sięgałam po tę książkę. Nie słyszałam wcześniej o tej kobiecie, ale zaintrygowało mnie to, co przeczytałam w opisie książki. Zastanawiało mnie, dlaczego Balbina ostatecznie nie wstąpiła do zakonu, skoro cechowała się żarliwą religijnością. Miałam pewne podejrzenia i chciałam przekonać się, na ile są prawdziwe.
Tę książkę czytało mi się dość opornie, musiałam często robić przerwy w trakcie czytania. Forma, w jakiej została podana, jest dość trudna w odbiorze. Czytanie monologu Balbiny dość szybko zaczynało mnie nużyć. Ta publikacja powstała na podstawie rękopisu Balbiny, który został odnaleziony w archiwum Karmelitów. W trakcie lektury czuć, że słowa pochodzą od osoby, która żyła dawno temu. To nieco utrudnia czytanie, ale nie powiedziałabym, że jest to wada tej publikacji, moim zdaniem wręcz przeciwnie, dzięki temu łatwiej jest się przenieść w czasie.
Trudno mi określić to, co czuję w stosunku do Balbiny. Kiedy czytałam o tym, co działo się z nią, zanim wyszła za mąż, czułam do niej sympatię. Potem jej postawa zaczęła mnie męczyć. Nie można za bardzo połączyć życia w dziewictwie z obowiązkami małżeńskimi. Kiedy czytałam, jakie miała do nich podejście, ciężko wzdychałam. I wiem, mnie łatwo się ocenia kogoś z perspektywy czasu, bo mogłam dokonać wyboru swojej ścieżki życiowej zgodnie z moim sumieniem. Nie każdy miał takie szczęście. Co nie zmienia faktu, że czytanie o małżeńskich rozterkach Balbiny może nieco niektórych czytelników nużyć i sprawić, że wokół głowy będzie im krążyło pytanie, po co to robiła, skoro teraz jęczy, jak to jest jej źle, bo musi wejść w rolę żony, a ona jest Bogu poślubiona. Starałam się jej nie oceniać, ale kilka razy ta myśl się u mnie pojawiła.
Poruszył mnie fragment, w którym Balbina pisze o tym, jak zachowała się jej siostra w obliczu zamążpójścia. Aż miałam ochotę ją przytulić i zacząć pocieszać. Za to krew mi się w żyłach zagotowała, gdy czytałam o tym, co stało się z jej dzieckiem. Miałam wtedy ochotę rzucać książką po pokoju.
Przeczytanie tej książki zajęło mi sporo czasu, ale w gruncie rzeczy nie żałuję tego, że po nią sięgnęłam. Wzbudzała we mnie sprzeczne emocje, jednak mogłam za jej sprawą poznać interesującą postać i przekonać się, jak wyglądało jej życie.
To jest książka dla osób wierzących. W ich przypadku po lekturze może pojawić się sporo refleksji. Być może ktoś ma podobne rozterki jak Balbina i znajdzie tu dla siebie jakiś drogowskaz. Reszta czytelników może być po prostu poirytowana niektórymi wywodami Balbiny. I nie zdziwię się, jeśli ktoś porzuci lekturę książki, bo będzie miał dość tego, co wygaduje. Sama kilka razy robiłam sobie przerwę, jednak zawsze wracałam do czytania. Nie przeszło mi przez myśl, żeby zostawić tę pozycję niedoczytaną. Tak jak napisałam wcześniej, nie była to łatwa lektura, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam, zapewniła mi nieco emocji.