Małgorzata Pawlak
-
Jakim kolorem najlepiej wyrazić cierpienie? Lęk, bezradność, poczucie wyobcowania i odrzucenia? W komiksie "Jane, lis i ja" - efekcie współpracy dwóch utalentowanych, kanadyjskich twórczyń, pisarki Fanny Britt i rysowniczki Isabelle Arsenault - ból przybiera różne odcienie szarości. Tą barwą najlepiej da się opowiedzieć historię zwykłej, małej dziewczynki, która została niejako wytypowana na ofiarę prześladowań.
Kiedy Helene ze spuszczoną głową przemyka szkolnym korytarzem, najszybciej jak potrafi, śledzą ją złośliwe spojrzenia rówieśników. Kątem oka widzi uśmiechy swoich dawnych koleżanek, ale wie, że te dziewczynki nie uśmiechają się do niej. Zadowolenie malujące się na ich twarzach jest zadowoleniem drapieżników, które dostrzegły małe, przestraszone zwierzątko i cieszą się na myśl, że będą mogły zaspokoić swój apetyt.
Prześladowczynie wiedzą, że kropla drąży skałę - wciąż wytykają Helene jej wagę i choć ta ostatnia bez problemu mieści się w granicach normy, dziewczynka przyjmuje ich punkt widzenia i uważa się za grubą. By choć na chwilę zapomnieć o tym, co ją spotyka, o złośliwych komentarzach i szyderczym śmiechu, o obraźliwych napisach, które widzi na drzwiach szkolnej toalety, o bolesnej samotności, Helene ucieka w świat, odmalowany w jej ulubionej książce - świat Jane Eyre, kobiety ciężko doświadczonej przez los, a jednak silnej i dumnej. Mała czytelniczka chciałaby być kiedyś taka jak Jane, ale czy to możliwe? Czy wiktoriańska powieść i prawdziwe życie mają coś współnego?
Jeśli musiałabym wybrać jedno słowo na opisanie tego komiksu, wybrałabym słowo: "urzekający". Opowiada on niezwykle ważną historię, którą trzeba poznać od razu w całości, od początku do końca. Nie sposób odłożyć jej w trakcie czytania i trudno do niej nie wrócić po jego zakończeniu. Szare rysunki są bardzo sugestywne - wyraźnie widać w nich cierpienie dziecka, które zostało odtrącone przez rówieśników i odtrąca samo siebie.
"Jane, lis i ja" to opowieść, która niestety wydarza się naprawdę. Opowieść o ofiarach, prześladowcach i trzeciej, pewnie najbardziej licznej grupie - o tych, którzy "nie chcą się mieszać". Nie wyrządzają krzywd, ale i nie stają w obronie krzywdzonych - w obawie, że sami znajdą się na celowniku.
Ten komiks nie jest przeznaczony wyłącznie dla bardzo młodych czytelników, również dorosłym może dać wiele do myślenia. Doskonale sprawdzi się jako pretekst do przeprowadzenia z dzieckiem rozmowy o akceptacji. Wprawdzie dużo się dzisiaj mówi na ten temat - wszyscy powtarzają, że trzeba kochać siebie takim, jakim się jest, a jednak operacje plastyczne są coraz popularniejsze, a wiele nastolatek zmaga się z zaburzeniami odżywiania. Coś w tej kwestii najwyraźniej idzie nie tak, więc warto wykorzystać każdą okazję, by o tym rozmawiać.
"Jane, lis i ja" to znakomita - choć może trochę za krótka - w gruncie rzeczy optymistyczna opowieść, którą można polecić ludziom w każdym wieku i która poruszy nawet najmniej wrażliwe serca. To historia, która nie potrzebuje wielu słów i przedstawiona jest dość oszczędnie pod tym względem. Sporo musimy sobie dopowiedzieć sami i to też stanowi atut tego utworu, bo milczenie naprawdę potrafi być bardziej wymowne niż słowa. Czasem wystarcza sam obraz.
Jeśli będziecie mieli okazję sięgnąć po komiks Isabelle Arsenault i Fanny Britt, to serdecznie zachęcam, żebyście się nie wahali. To naprawdę cenna rzecz, która długo wibruje w głowie i zostawia wyraźny ślad w pamięci.