Lucky Luke Na Siodełku

 Lucky Luke przeżył już w swoim komiksowym życiu naprawdę wiele... - wojny, kryminalne intrygi, a nawet zetknięcia z magiczną fantastyką. Jednakże jak się okazuje za sprawą komiksu „Lucky Luke na siodełku”, wciąż czeka na niego wiele niezwykłych niespodzianek... Zapraszam was do poznania recenzji powyższej opowieści, która ukazała się właśnie w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Egmont. 

 Jak wskazuje tytuł tej pozycji, nasz dzielny Lucky Luke trafia na rowerowe siodełko, na którym przemierza prerię w drodze na Zachód... A wszystko znajduje swój początek w przyniesieniu pomocy pewnemu wynalazcy - Albertowi Overmanowi, który pragnie dostarczyć wynaleziony przez siebie rower na wielki wyścig w San Francisco. Los sprawia, że na wskutek pewnych okoliczności Luke rozdziela się z wynalazcą i ze swoim koniem Jollym Jumperem, mając przy sobie jedynie rower. I tak też rozpoczyna on swoją podróż na tym wynalazku, podczas której będzie miał okazję przeżyć moc niezwykłych przygód...

 Niniejsza opowieść stanowi sobą kolejną, współczesną odsłonę historii o Luckym Luke’u, będącą swoistym wyrazem hołdu dla tej legendarnej już serii i jej pierwszych twórców. I trzeba przyznać, iż autor tego komiksu - Mawil, wykonał tu naprawdę znakomitą pracę, oddając w nasze ręce tyleż intrygującą i pomysłową historię o przygodach dzielnego Luke'a, co i również nawiązującą w piękny sposób do klimatu oryginalnej serii, co z pewnością nie było rzeczą prostą. W efekcie mamy przyjemność cieszyć się naprawdę barwną, westernową przygodą z humorem w tle.

 Na scenariusz komiksu składają się kolejne, rowerowe losy Lucky Luke'a, ukazujące okoliczności poznania wynalazcy roweru, chwilę rozstania z nim i ze swoim koniem oraz kolejne dni podróży na dwóch kółkach, w której pragnie przeszkodzić mu pewna banda rzezimieszków, grupa podejrzliwych Indian oraz rzecz jasna preria Dzikiego Zachodu. I mamy tu wartką akcję, wielką przygodę i moc dobrego humoru, który rozbawi tak dziecięcego, jak i dorosłego czytelnika.

 Oczywiście jest to siłą rzeczy nieco uwspółcześnione spojrzenie na opowieść o Luckym Luke'u - choćby za sprawą jakże nowoczesnego urządzenia jakim jest rower..., ale mimo wszystko znajdziemy tu tego samego ducha, jaki wypełniał sobą dzieła Goscinnego i Morrisa, jak też i podobne ujęcie humoru, przygody oraz bezpiecznej przemocy, gdzie nikt nie ginie, a co najwyżej zyskuje przestrzelony kapelusz lub inną część odzienia. Co najważniejsze, to wciąż ten sam główny bohater, który podobnie się wysławia, myśli i ujmuje nas swoją urokliwą naiwnością.

 Nieco inaczej ma się rzecz z ilustracjami, które i owszem - są bardo malownicze, pociągnięte lekką i płynną kreską oraz wpisujące w klasykę cartoonowej postaci..., aczkolwiek na których sam Luke wygląda jednak nieco inaczej, do czego po prostu musimy się przekonać przez kilka pierwszych stron tej lektury. Jednakże, w całościowym ujęciu są to ładne dla oka, przykuwające uwagę i pięknie pokolorowane ilustracje, które w połączeniu z dużym formatem, twardą oprawą i doskonałą jakością papieru oraz druku, wywierają na nas naprawdę wielkie wrażenie.

To zabawna, pomysłowa i dobrze poprowadzona, westernowa opowieść, której poznawanie zapewnia nam wiele przyjemności, radości i wielkich emocji. Dla młodszych czytelników jest to znakomita i porywająca bajka, zaś dla nieco starszych niezwykle nostalgiczne i oddające sobą hołd tej wybitnej komiksowej serii, czytelnicze spotkanie. I co ważne, obie te grupy odbiorców będą bawić się przy tej lekturze iście wyśmienicie.

Cieszmy się, że powstają dziś nowe opowieści o Luckym Luke’u, które wciąż pozwalają żyć tej postaci, jaki i które niosą nam naprawdę znakomitą rozrywkę. Tak właśnie ma się rzecz z komiksem „Lucky Luke na siodełku” – bardzo ciekawym, opartym na intrygującym pomyśle i dobrze wykonanym tytule, do którego to poznania gorąco was zachęcam. Polecam – naprawdę warto!