Sylfana
-
Książka Agnieszki Janiak o tytule To nie moje ciało… to dla mnie piorunujące zaskoczenie, jednak delikatnie przykre. Widząc tytuł, jak i eteryczno – zmysłową grafikę okładki byłam przekonana, że mam do czynienia z literaturą miłosną, kobiecą, lub wychodząc trochę dalej - obyczajową. Owszem, główną bohaterką jest kobieta, jednak historia, która nam przedstawia nie ma nic wspólnego z sferą miłosno – erotyczną. Niemniej jednak pojawia się również wątek poboczny z tematyką uczuciową, ale o tym za moment.
Powieść Janiak to nic innego jak zwięźle skomponowana wizja przyszłości, w której ludzkość pod kątem technologicznym osiągnęła niebywale wiele. Jednak przysposobiona wiedza i umiejętności doprowadzają w końcu do szeregu aktów bestialstwa i objawia się mordercza i bezlitosna strona naszej natury. Jednym z przykładów tego typu zachowań jest opisana w książce fantasmagoryczna sytuacja, w której koncerny farmaceutyczne zaczynają eksperymentować na dzieciach, które potem przywożone są do azylu stworzonego między innymi przez główną bohaterkę o imieniu Lucy. Jednak nie tylko na tym wątku opiera się fabuła powieści – kolejnym jest klonowanie w celu zasiedlenia obcej planety. Tak więc sugerując się tymi wybranymi przez autorkę tematami możemy śmiało wywnioskować, że stworzyła ona klasyczną powieść si – fi. Odwołanie do przywołanej klasyki jest dosyć mocno widoczne – aluzje do twórczości między innymi Lema są tu dosyć znamienne. Całe szczęście nie mamy tu do czynienia z sytuacją typu „kopiuj – wklej”, nawiązania są raczej luźne i pomagają stworzyć dobry fundament dla historii.
Czy urzekły i zainteresowały mnie perypetie Lucy? Raczej nie do końca. Owszem, fabuła trzyma poziom, jednak nie poczułam w żadnym momencie lektury silnego bodźca, który pomógłby mi w odszukaniu unikatowości tekstu. Ma się wrażenie, że to, o czym pisze narrator, już gdzieś zostało opisane, sam zaś podmiot czynności twórczych prowadzi swoje rozważania bez emocji. Historia jest płaska, brakuje w niej serca i pierwiastka wyjątkowości. Dodatkowo mojej sympatii nie wzbudziła postać wcześniej przedstawionej głównej bohaterki… jest ona jakaś taka niesympatyczna? Mimo, że swoim działaniem pokazuje, jak wielce ważna jest dla niej empatia i czynienie dobra wobec innych, wydaje się, że ona całkowicie zapomina o sobie i jest w książce jedynie narratorem, a nie pełnowartościową bohaterką. Jest to oczywiście moje subiektywne spostrzeżenie, jednak tak właśnie odbieram jej zachowania, przemyślenia i refleksje.
Kolejnymi ważnymi wątkami są motywy: miłości i przyjaźni. Tutaj również realizacja tych tematów mocno się rozmywa i więcej jest tu teoretycznych dywagacji niż faktyczne ukazywanie uczuć bohaterów wobec siebie. Kompletnie w tym względzie irytuje mnie zachowanie Lucyny, która regularnie odpycha od siebie szansę znalezienia miłości w życiu. Choć niewątpliwie pojawia się w jej sercu przypływ ciepłych uczuć do Arona, lekarza, który razem z nią opiekuje się dziećmi „skażonymi”, nie chce dać po sobie poznać, że mogłaby oprócz bycia dobrym dla innych, okazać odrobinę dobroci sobie samej. Wydaje się być to niebywale przykre i pozostaje jakiś większy niedosyt po przeczytaniu całości.
Książkę zatem mogę ocenić jako przeciętną. Nie ma w niej iskry, fabuła tez raczej nie wnosi żadnej innowacji i nie pojawia się w niej jakiś nietuzinkowy wątek. Można się jednak na nią skusić, gdyż przeczytanie jej zajmuje zaledwie chwilę, ze względu na swoją objętość. Sprawdźcie sami!