Pani M
-
Pan Zmartwiony zawsze się martwi – o siebie i wszystkich pozostałych. Niczym innym właściwie się nie zajmuje! Jeśli go kiedyś spotkacie, to o was też zacznie się martwić!
To kolejna książeczka autorstwa Rogera Hargreavesa dla najmłodszych czytelników. Tym razem autor przedstawia nam Pana Zmartwionego, który nie potrafi się z niczego cieszyć, bo ciągle czymś się martwi. Chyba każdy z nas zna kogoś takiego. Skrajnego pesymistę, który nie potrafi dostrzec pozytywnych aspektów życia, a widzi wszystko w czarnych barwach. Nie wiem jak was, ale mnie strasznie takie osoby męczą. Życie jest za krótkie, żeby ciągle się czymś zadręczać, to najszybsza droga do wrzodów żołądka i siwych włosów. Mnie się do tego nie spieszy, dlatego wolę brać na klatę to, co przyniesie los.
Pan Zmartwiony martwi się nie tylko o siebie, ale również o innych. Po prostu nie potrafi inaczej. Nie umie cieszyć się z tego, że Pan Siniaczek wychodzi z domu, choć ciągle się potyka. Martwi się o to, że ten znów się wywróci. Nieco obawiałam się tego, że jeśli w kółko będę czytać o jego zmartwieniach, to nie będę w stanie przeczytać tej książeczki, ale w pewnym momencie pojawia się ktoś, kto może coś w życiu Pana Zmartwionego zmienić. Czy to się udaje? O tym musicie już przekonać się sami.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się książeczka o kompleksach. Tę czytało mi się opornie, chociaż nie jest zbyt obszerna, to dla nas, dorosłych, lektura na parę minut. Z dzieciakami jej czytanie będzie dłuższe, ale w sumie to książka dla nich, nic dziwnego, że niespecjalnie podeszła mi do gustu, nie jestem jej targetem. Swoje lata mam i ciężko mi zachwycać się książkami dla dzieci, choć część z nich do mnie trafia.
Pan Zmartwiony zmęczył mnie swoimi zmartwieniami i martwieniem się o innych. Czekałam na moment, kiedy coś się zmieni. Ileż można czytać o martwieniu się? Idzie kręćka dostać. Ale nie martwcie się, nie popadniecie raczej w trakcie czytania w depresję, choć nie do końca jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam przesłanie tej książeczki. Nie chcę wam go zdradzić, lecz rozgryzienie go nie było dla mnie wcale takie proste. A jestem po polonistyce i powinno mi to przyjść bez problemu.
Jak w przypadku książeczki o Panu Tyce, również i tutaj znajdują się proste rysunki, które idealnie uzupełniają treść. Powiem więcej - w tym przypadku zdecydowanie lepiej mi się na nie patrzyło, nikt na nich przynajmniej nie marudził. Również i te obrazki mogą stanowić dla dzieci wzór do narysowania własnej historii. Są bardzo proste, ale działają na wyobraźnię i są przyjemne dla oka.
Mnie co prawda ta książeczka niespecjalnie się spodobała, ale nie znaczy, że jest zła. Ja po prostu mam awersję do marudzących bohaterów. Podejrzewam, że dzieciaki będą tą książeczką zachwycone. Zwłaszcza pod koniec, gdy pojawia się pewien z bohaterów i w historii zaczyna się coś dziać. Coś innego niż marudzenie, ale więcej już nie powiem, przekonajcie się sami, o co mi chodzi.
Dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej na pewno poradzą sobie z samodzielnym czytaniem. Książeczka jest napisana bardzo prostym językiem i dzieci bez problemów zrozumieją, co autor chciał im przekazać swoimi słowami.