Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Powiernik Zmarłych

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Powiernik Zmarłych | Autor: Bill Edgar

Wybierz opinię:

Pani M

 To jedna z tych książek, z którymi mam ogromny problem. Nie mam pojęcia, jak mam ją ocenić. Mam takie poczucie, że nieco zostałam oszukana, biorąc pod uwagę zwłaszcza podtytuł książki. Przyznam szczerze, że sięgając po nią, liczyłam na opowieści powiernika zmarłych, na wzruszające pożegnania i łapiące za serce przemowy nad grobem. I nie powiem, dostałam ich tutaj trochę, ale ta publikacja to bardziej autobiografia autora niż opowieść o nim jako o powierniku zmarłych. I z jednej strony rozumiem, że czuł potrzebę, by pokazać, jaka droga doprowadziła go do miejsca, w którym się znajduje, ale z drugiej strony – jak wspomniałam wcześniej – liczyłam na coś zupełnie innego.

 

Życie nie oszczędzało Billa Edgara. Jego dzieciństwo było dalekie od ideału. Nigdy nie poczuł prawdziwej miłości. Do roli powiernika zmarłych przygotowały go molestowanie, bieda, bezdomność i pobyt w więzieniu. Autor bardzo dokładnie opisuje poszczególne etapy swojego życia. Każdy rozdział poświęcony jego autobiografii jest przepleciony opowieścią o ostatniej prośbie jakiejś zmarłej osoby. Jedne z nich były bardziej ekscentryczne, drugie mniej. Niektórzy chcieli wyjawić swoją największą tajemnicę, inni po prostu chcieli pożegnać się w oryginalny sposób albo pozbyć się przed śmiercią rzeczy, które mogłyby przyprawić żywych bliskich o zawał.

 

Nie powiem, żeby to była zła książka. Moim zdaniem Bill Edgar jest dobrym gawędziarzem i nie czułam się znużona podczas czytania, ale powiem szczerze, że zdecydowanie bardziej podobały mi się fragmenty, w których pojawiają się opowieści o zmarłych i ich ostatnich prośbach. Na nie liczyłam, sięgając po tę książkę. Kiedy autor opowiadał o swoim życiu, nie byłam w stanie za bardzo skupić się nad tym, co czytam. Co chwilę się rozpraszałam i sprawdzałam, ile stron zostało mi do końca, bo chciałabym znów usłyszeć opowieści o zmarłych. Myślę, że to wynika z mojego rozczarowania. Nie chcę, żeby okrutnie to zabrzmiało, bo życie autora naznaczone było cierpieniem, które nikogo nie powinno nigdy spotkać, ale niespecjalnie interesowało mnie to, co działo się w jego przeszłości. Rozumiem, dlaczego o tym wszystkim powiedział i nie uważam, że to było zbędne, ale lepiej bym to przyjęła, gdyby wydawca wyraźnie zaznaczył, że ta książka to w głównej mierze autobiografia, a nie opowieść o historiach powierzonych autorowi przez osoby na łożu śmierci. Widziałam, że kilka osób też było z tego powodu rozczarowanych i podejrzewam, że niektórzy czytelnicy mogli się z tego właśnie powodu odbić od tej książki.

 

Tak jak już wspomniałam, opowiadania o tytułowych ostatnich życzeniach są przeplecione z wydarzeniami z życia autora. Jedna historia o zmarłym, jeden rozdział o autorze. Nieco wybijało mnie to z rytmu czytania, ale po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłam.

 

Polubiłam autora, podziwiam go za to, co robił dla osób na łożu śmierci i z przyjemnością czytałam o jego pracy. Szkoda, że było o niej tak niewiele mowy w książce. Zdecydowanie lepiej mi się o tym czytało. Nie będę nikogo specjalnie namawiać do lektury, bo sama mam po niej mieszane uczucia, ale też nie będę nikomu jej odradzać. Jeśli nie będzie wam przeszkadzała forma, w jakiej całość została podana, to jest szansa, że książka wam się spodoba. Miejcie jednak na uwadze to, że jest to w głównej mierze autobiografia autora.

Literatka

  Autobiografie to dość nudny temat. W czytaniu biografii zawsze jest coś perwersyjnego. Wdzieramy się do czyjegoś życia po to, by odkryć wszystkie jego brudne sekreciki i największe tajemnice. W autobiografiach zazwyczaj tego nie ma – autor sam wpuszcza nas w swoje życie, pokazuje tylko tyle, ile sam chce pokazać, to co najciekawsze skrzętnie ukrywając przed wścibskim czytelnikiem. Zazwyczaj. Bo sprawa wygląda zupełnie inaczej, jeśli mamy do czynienia z książką autorstwa kogoś tak bezkompromisowego i pozbawionego pruderii jak Bill Edgar.

 

Pretekstem do powstania tej książki była niezwykła praca, którą wykonuje autor – to on jest tytułowym „Powiernikiem zmarłych” – wynajmują go ludzie, których życie zbliża się ku końcowi, by spełnił ich ostatnią wolę – przeczytał na pogrzebie list, wyznający niewygodną prawdę, ukrył drobne sekrety, by mogli zabrać je do grobu lub po prostu dopilnował wykonania testamentu. I jest w tej książce kilka historii klientów Billa, które z pewnością warto było opowiedzieć. Chociażby po to, żebyśmy przekonali się, że nigdy nie umieramy z czystym kontem i zawsze jest coś, co mogliśmy zrobić inaczej, coś do domknięcia.

 

ALE. Stety lub niestety, wyznania powiernika zmarłych to tylko część ( i to niewielka) tego, co autor ma do powiedzenia. Anegdoty z jego obecnej działalności jedynie przeplatają opowieść o jego życiu – o tym, jak dotarł do tego miejsca, w którym się znajduje. A było to życie ciekawe i powiedziałabym, dość nieprzyjemne. Patologiczna rodzina, bezdomność, zatargi z prawem. Wszystko to jest tak obrazowe, że wydaje się aż nierealne, by ktoś, kto przeżył tyle trudnych chwil wyszedł koniec końców na prostą.

 

Życie Billa Edgara to naprawdę materiał na świetną książkę. Tym bardziej, że napisana (i przetłumaczona) jest bardzo sprawnie. Śledzimy losy autora jak dobrą powieść. Nie zmienia to jednak faktu, że czytelnik może czuć się oszukany. W końcu chciał przeczytać o mężczyźnie, który wykonuje zawód powiernika zmarłych. Chciałby poznać kilka sekrecików i pikantnych historii. Zamiast tego otrzymuje słodko-gorzką opowieść o molestowanym chłopcu, który mimo przeciwności losu odnajduje swoje miejsce w życiu, zakłada rodzinę i znajduje pracę. To interesująca historia, ale nie o tym miała być! Okładka, blurb i otoczka marketingowa… wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli do czynienia raczej z dziennikiem z pracy, a nie literacką autoterapią.

 

Mój zawód nie wpłynął jednak na przyjemność z lektury. Szalenie cenię autora za szczerość z jaką podchodzi do swojej przeszłości – widać, że po części dzięki wykonywanej pracy, wie, że trzeba być zawsze rozliczonym z przeszłością. Nie ukrywa wielu niewygodnych szczegółów ze swojego życia, nie wstydzi się tego, co dla wielu jest wstydem. Śmiało mówi o tym, co zrobiłby tak samo, a co inaczej, gdyby mógł przeżyć jeszcze raz. Jego osobiste wyznania są śmiałe i bezkompromisowe, nie raz graniczą z bezczelnością. Trzeba to przyznać i raz na zawsze głośno powiedzieć: Bill Edgar ma charyzmę i poczucie humoru czarne jak smoła.

 

Jednak ten sposób opowiadania o sobie ma pewną wadę: książka zdecydowanie nie nadaje się dla wrażliwych czytelników. Są tam dość dosadne fragmenty, nie raz nawet żarty, dotyczące chorób, śmierci, molestowania seksualnego i pedofilii. I chociaż nie należę do osób nadwrażliwych, wręcz podobało mi się to, jak autor mówi prosto z mostu, czuję się w obowiązku ostrzec delikatniejszych czytelników, zwłaszcza takich, którzy mają za sobą niezabliźnione trudne przeżycia. „Powiernik zmarłych. Jak spełniałem ostatnie życzenia przed śmiercią” wymaga od odbiorcy pewnego cynizmu i ogromnego dystansu do rzeczywistości. Jeśli spełniasz te wymogi – z pewnością dostarczy Ci wiele frajdy.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial