Doris
-
„Budowanie świata” – tytuł znamienny i trafiony w punkt, gdyż nasz świat to przecież także budynki, osiedla, gmachy użyteczności publicznej i prywatne domy, które na co dzień mijamy po drodze, które wrosły w powszedni krajobraz i zlały się z nim harmonijnie, bądź przeciwnie, wyodrębniają się z otoczenia, niekiedy jako straszące brzydotą potworki. Nasz świat budują też architekci i właśnie jednemu z nich, wybitnemu, została poświęcona ta książka.
Profesor Tomasz Mańkowski, wyróżniający się przedstawiciel tak zwanej „szkoły krakowskiej”, był rzemieślnikiem, ale i wizjonerem, architektura nie wystarczała mu jako zawód, stała się jego prawdziwą pasją. Sam również, co wyraźnie wybrzmiewa w jego biografii twórczej, miał wiele charyzmy, potrafił zarażać innych pomysłami i zaangażowaniem. Wypracował własny styl, prostą, szlachetną formę, hołdującą nowoczesności. Wykształcił też doskonałych następców.
Poznając postać profesora oraz jego dzieło, zwiedzamy równocześnie Kraków, w którym śladów jego umysłu i projektów jest sporo. Książka skupia się głównie na Mańkowskim - architekcie, szukając tego, co go inspirowało, omawiając charakterystyczne cechy jego projektów, inwestycje realizowane za granicą, np. w Iraku, ale też te krajowe. Przykładem tego drugiego jest miasteczko Studenckie AHG w Krakowie. Możemy zobaczyć, ile z autorskiej koncepcji pozostawało po zderzeniu jej z machiną państwa, kierującego się swoimi priorytetami. Zmieniał się klimat polityczny w kraju, nie pozostawało to bez wpływu na różne dziedziny życia, kulturę, sztukę oraz oczywiście architekturę.
Opisano to wszystko interesująco, okraszono wieloma fotografiami, co pozwala nam podejrzeć, jak rozwijała się myśl architektoniczna, ile czerpała i skąd czerpała wzorce na przestrzeni lat. To prawdziwa podróż do przeszłości, ilustrująca konieczność dostosowania się do dostępności materiałów budowlanych na rynku, dodajmy – problematycznej, co z pewnością ambitnemu architektowi pielęgnującemu swoją wizję musiało sprawiać ból. W latach 60-tych zaś widzimy dużą zmianę, koncepcje prostych brył zostają zastąpione przez ducha modernizmu, choć profesor i tutaj dał wyraz swojemu upodobaniu do prostoty i klasyki.
Nieco odmienny i rzucający światło tym razem na profesora Mańkowskiego – człowieka jest ostatni rozdział książki, napisany przez Ewę Mańkowską-Grin, córkę i artystkę malarkę oraz jej męża, pisarza, Irka Grina. Po jego lekturze pozostajemy w poruszeniu i zdumieniu nad postawą profesora, który zetknął się z polskim chorym antysemityzmem, nietolerancją, musiał odpierać wiele szykan i znosić niewybredne komentarze. Jednak nie tylko nie opuścił Polski, ale pozostał nadal tym samym łagodnym, spokojnym człowiekiem, który patrzy ponad dzisiejszą głupotę, wiedząc że wszystko jest płynne, zmienia się i przekształca, a piękne budynki pozostają wieczne.