Pani M.
-
Po książki młodzieżowe, a zwłaszcza po fantastykę młodzieżową, sięgam rzadko. Jednak zaintrygował mnie opis książki. Według niego bohaterami mieli być Roger, chłopiec, który doskonale radzi sobie z ubieraniem rzeczy w słowa i językami, oraz jego bliźniaczka, Doger, która jak nikt odnajduje się w świecie matematyki. Oboje nie są do końca ludźmi, choć jeszcze tego nie wiedzą. Ich stwórcą jest Reed, który wypuścił bliźnięta w świat, by przejąć je, gdy rozwiną swoje moce. Zaintrygowało mnie to. Zwłaszcza kwestia stworzenia tych dzieci i tego, kim są.
Nie chcę zdradzać za dużo, jeśli chodzi o to, w jaki sposób Roger i Doger się narodzili. Powiem tylko tyle, że zostali rozdzieleni i oddani do adopcji. W konkretnym celu tak postąpiono, ale tu nie będę wchodzić w szczegóły. W każdym razie włos mi się na głowie jeżył, gdy o tym czytałam, cały ten plan wywoływał we mnie niepokój.
Początek książki jest mocny i krwawy, potem robi się nieco spokojniej, choć nie powiedziałabym, że można narzekać na nudę, aczkolwiek nie od razu się zorientowałam, w którą stronę pójdzie fabuła. Tę powieść, pomimo tego, że jest dość gruba, czytało mi się szybko, pomimo przeskoków czasowych, które wymagały większej uwagi, chociaż czasem miałam wrażenie, że pewne rozwiązania są naciągane i dzieją się nieco przypadkowo, bo tego właśnie potrzeba do rozkręcenia fabuły. Pewnie jako nastolatka machnęłabym na to ręką, a może nawet i nie zauważyła, teraz rzucało mi się to w oczy.
Polubiłam Rogera i Doger, choć podchodziłam do nich raczej z perspektywy rodzica niż czytelnika, który mógłby się z nimi identyfikować. Różnica wieku w tym przypadku zrobiła swoje. To nie była zła książka, ale bardziej by mi się spodobała tak z 15 lat temu.
Mam problem z czarnymi charakterami. Dla mnie te postacie były tak przerysowane, że trudno było mi w nie uwierzyć. Bardziej chciało mi się śmiać, kiedy o nich czytałam, a w mojej głowie cichutko brzmiało „mua-ha-ha, zniszczę was wszystkich”, nie umiałam wziąć ich na poważnie i czuć przed nimi respektu. Nie do końca według mnie zagrała u nich psychologia postaci.
Tak jak już wspominałam, są tutaj przeskoki czasowe. Pojawiają się w nich różni bohaterowie w różnych miejscach, ale nie powiedziałabym, że można się w nich pogubić. Owszem, takie przeskakiwanie wymaga nieco większej uwagi, ale szybko łapie się odpowiedni rytm czytania. Ja w każdym razie nie miałam problemu z tym, żeby odnaleźć się w czasoprzestrzeni.
Po lekturze mam poczucie niedosytu. Mam wrażenie, że pewne wątki zostały tylko zarysowane. Tak, wiem, że to jest pierwsza część cyklu i będzie kontynuacja, ale mimo wszystko mam z tyłu głowy taką myśl, że można tu było napisać więcej. Jednak nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę, na moment oderwała mnie od rzeczywistości i przeniosła do innego świata. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie jestem odbiorcą docelowym tej historii, to książka raczej dla nastoletnich czytelników. Im będzie łatwiej identyfikować się z bohaterami, zrozumieć ich. I może czarne charaktery bardziej do nich niż do mnie przemówią. Czy sięgnę po kolejną część cyklu? Nie mówię nie, to był dla mnie dobry przerywnik.