Sosnowa Igiełka
-
Muszę przyznać, że dzięki „Dziedziczce łez” z ogromną przyjemnością powróciłam do Drozdowa i do Konstancji Korczycowej, której wspomnienia w postaci powieściowej ożywiła Katarzyna Droga. Saga drozdowska to piękna seria książek o faktycznie istniejących kiedyś ludziach, którzy zamieszkiwali dwory nieopodal Łomży, a dziedziczka Paulina Lutosławska była jedną z najbardziej wpływowych i znaczących dla regionu kobiet. Bardzo się cieszę, że Katarzyna Droga zdecydowała się na przybliżenie czytelnikom tych niezwykłych postaci oraz ich inspirujących, chociaż bardzo trudnych losów. To bardzo ważne, by przechowywać i pokazywać przeszłość, szczególnie tę, która miała znaczenie dla naszej teraźniejszości. Wiązać historię lokalną w nierozerwalne supły z tą ogólnopolską i światową. W końcu, odtwarzać wciągające biografie osób mających coś do powiedzenia na przestrzeni dziejów.
Akcja „Dziedziczki łez” rozpoczyna się w roku 1918, od kontynuacji losów bohaterów, w czasie odzyskiwania przez Polskę niepodległość. Niby Wielka Wojna zakończyła się sukcesem i oba drozdowskie dwory stoją, jak stały w stanie niemalże nienaruszonym, jednak nowe konflikty, wrogowie (jak chociażby bolszewicy), polityczne zawieruchy i zmiany ogólnoświatowych trendów nie pozwalają na dłużej odetchnąć ani zaznać spokoju. Żałoba miesza się z radością, bo, pomimo wygranej, nie wszyscy z rodu Lutosławskich wrócili po wojnie do wolnego kraju. Nastał czas wielu pożegnań, radzenia sobie z przeżytymi traumami, podnoszenia z upadku. A tu, zaledwie w kilka lat kompletnie zmieniły się czasy. Kobiety otrzymały prawa, wszędzie panoszy się postęp technologiczny, powstają odkrywcze zawody, ludźmi kierują nowe ideały, starszych natomiast gorszy moda zmieniająca oblicze kobiety i pozwalająca im stać się bardziej frywolnymi i wyzwolonymi… To zdecydowanie zmiany nie na nerwy Konstancji, wiernej staropolskim obyczajom. Nie zmieniło się tylko jedno: ludzkie uczucia i marzenia, jak chociażby te o wielkiej, nieprzemijającej miłości. Czy komuś z bohaterów uda się takową odnaleźć?
W „Dziedziczce łez” już nie Konstancja ani pani Paulina Lutosławska grają pierwsze skrzypce. Na prowadzenie wychodzą dorastające wnuki i prawnuki dziedziczki oraz podopieczna Kostki - Zulka. To tym bohaterom poświęcono najwięcej uwagi. Zulka, marząca o studiowaniu medycyny, wprowadza swoją osobą wiele interesujących wątków. Dzięki nim można dowiedzieć się między innymi, jak wyglądała medycyna w czasach powojennych, w co wierzył zwykły wiejski lud i jak ciężko było lekarzom niosącym przysłowiowy „kaganek oświaty”. Katarzyna Droga pozwala swoim czytelnikom doświadczyć zwykłego, codziennego życia w Drozdowie czyli na tzw. prowincji, jak i poznać echo modnej, energicznej, tętniącej życiem Warszawy z dwudziestolecia międzywojennego.
Jako rodowita Podlasianka zapewne zupełnie inaczej odbieram opisaną w „Dziedziczce łez” historię. Znam bowiem zarówno tereny, na których rozgrywa się akcja, jak i odczuwam przywiązanie do lokalnej historii. Trudno mi też zdecydować, które wątki stają się dla mnie tymi najistotniejszymi. Czy kwestie polityczne, a może losy wyemancypowanych kobiet, zmiany na świecie albo dawne tradycje, czy też poszczególni bohaterowie wzięci przez autorkę pod lupę. Powieść jest na tyle zachwycająca, że znajdzie w niej coś i miłośnik biografii, i fan historii Polski, i ten, kto lubi czytać o młodzieńczej, romantycznej miłości. U Katarzyny Drogi wszystkie wymienione powyżej elementy stanowią przepiękną, wielowymiarową, doskonale dopasowaną układankę. Przez książkę się płynie, chociaż tak niewiele w niej dialogów, zastąpionych często parafrazami. Właściwie to tej powieści się nie czyta, ale przeżywa ją, dogłębnie poznając rozterki każdego z bohaterów i snując refleksje na temat ludzkich losów i szalenie szybko upływającego czasu.