Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Różewicz. Rekonstrukcja

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Magdalena Grochowska
  • Cykl: Różewicz. Rekonstrukcja (tom 1)
  • Gatunek: Biografia
  • Liczba Stron: 536
  • Rok Wydania: 2021
  • Numer Wydania: I
  • ISBN: 9788366778337
  • Wydawca: Dowody
  • Oprawa: Twarda
  • Ocena:

    6/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Różewicz. Rekonstrukcja | Autor: Magdalena Grochowska

Wybierz opinię:

Doris

Magdalena Grochowska genialnie rekonstruuje nam poetę, składając go ze wspomnień bliskich mu ludzi oraz z jego wierszy, dramatów i utworów prozatorskich. Chronologia nie ma tutaj nic do rzeczy, więc choć sam początek dotyczy tak naprawdę końca jego życia, to z każdą nową stroną, nowym wersem, wyłania się nam coraz wyraźniejszy i bliższy Tadeusz Różewicz, a ledwie zarysowane kontury zaczynają wypełniać się barwami. Wszak sam powiedział kiedyś: „Moja twarz, poety, Różewicza, składa się z kilku tysięcy wierszy i jest to twarz mojej poezji”, a w niej zawierają się zarówno zabawne anegdoty z jego życia, choćby historia o nowiutkich, żółtych butach, jak i nadzwyczaj poważne, depresyjne myśli pod wpływem nawracających wojennychwspomnień.

 

       Cieszy mnie, że autorka często zaprzęga do działania wyobraźnię i posiłkując się nią, przedstawia nam swoje poczucie Różewicza i różewiczości, jakie buduje z jego tekstów. Zamyka oczy i widzi poetę przy pracy, w chwili zadumy, czy też przekornie uśmiechniętego, gdy szykuje jakąś niespodziankę. Czasami zaś, nawet w ostatnich latach życia, zabłyśnie przez chwilę jego zniewalający, chłopięcy uśmiech, zwykle rzadki i przeznaczony tylko dla wąskiego grona. Różewicz pod jej piórem ożywa, a raczej ducha zyskują wciąż nowe jego „fragmenty”, na które, jak powiadał, rozbiło go życie. Stad owa niekonieczność chronologii. Te pojedyncze elementy ułożą się same w spójny obraz, niczym puzzle dopasują do całości.

 

       To fascynująca przygoda, móc odczytywać Różewicza-człowieka poprzez jego twórczość i jednocześnie poezję poety przykładać do jego biografii, a właśnie tą drogą prowadzi nas autorka. Chyba trochę też nie miała innego wyjścia, zważywszy na introwertyzm i dyskrecję samego Różewicza, jego niechęć do zwierzeń, do odpowiedzi na wkraczające w prywatną przestrzeń pytania, do obnażania się ponad miarę przed obcymi ludźmi. Czytajcie mnie, tak mnie poznacie, zdaje się mówić poeta. I daje w ten sposób czytelnikowi klucz do niesamowitego doświadczenia, do poszukiwań i odkryć, do interpretowania słów i ciągów myśli, może stanie się tak, że tych „odkrytych” Różewiczów będzie wielu, dla każdego z nas, czytelników – osobny.

 

       „Wszystko jest autobiograficzne. Nie dosłowne, lecz przetrawione. Nie jestem plagiatorem rzeczywistości. Musiało się nałożyć wiele drzew, żebym napisał jeden wiersz o drzewie.” I tych drzew szukamy, przekopujemy się przez ich gęsty las, by dotknąć tego jednego, ukrytego w ich gąszczu. Dla biografa to nie lada wyzwanie, by podążając za słowami zamkniętymi w wierszach, nie zrozumieć ich opacznie, nie wpaść w pułapkę nadinterpretacji. „Słowa-poszlaki i słowa-wnyki”, jak je rozpoznać i odróżnić? Magdalena Grochowska doskonale zdaje sobie sprawę z całej mnogości zastawionych przez poetę pułapek. Wczytuje się zatem w poezję, ale też w prozę, rozkłada na czynniki pierwsze dramaty, wertuje notatki poczynione starannym, czytelnym pismem Różewicza w wielu małych kalendarzykach. No i listy do przyjaciół, do tych, wobec których nie musiał i nie chciał niczego udawać. Tam jest poety najwięcej, pomiędzy zwykłymi zdaniami znajdują się te bardzo osobiste, jakby mu się one chyłkiem wymykały, jakby chciały, by poznał je ktoś jeszcze poza ich powściągliwym autorem. Tak dowiadujemy się tego, co najistotniejsze.

 

       „Matka jest w środku całej mojej twórczości”. Tropimy więc tę matkę i dziwną rodzinną tajemnicę związaną z jej pochodzeniem, zadziwiającą ucieczkę przez okno, w środku nocy, by móc rozpocząć osobne życie. Ucieczkę 12 letniej dziewczynki z rodzinnego domu, do którego już nigdy nie powróciła, od rodziców, z których lata później, już sama będąc matką dwóch synów, spotkała raz jeden tylko samego ojca. Przez chwilę. Tyle tu zagadek, do końca nie wyjaśnionych. Okazuje się jednak, że w miarę czytania zaczynamy rozumieć, dlaczego by normalnie żyć trzeba nieraz zmienić swoją tożsamość, a o poprzedniej zapomnieć. Byli bowiem zawsze tacy, którym zdawało się, że mają patent na to, by jednoznacznie rozstrzygać, co jest polskością i kto jest Polakiem. Mamy w tym temacie prawdziwych ekspertów i dzisiaj, a ci zdrowy rozsądek zakłócają wrzaskiem: „Tu jest Pol-ska!”

 

       Różewicz gardził pozowaniem na elitarność, pozostał chłopakiem z Radomska, co podkreślał niejeden raz tak mocno, że jednak można by się zastanawiać, czy to aby nie była przekorna autokreacja. Chyba jednak nie, gdyż tę małomiasteczkowość na każdym kroku napotykamy w jego twórczości. Obrazy tych „podwórkowych dziadów proszalnych, szlifierzy, szmaciarzy, „starej Szlojminy”, o której mówiono, że „urodziła dziecko z głową karpia”.

 

       Cały czas potykamy się o stanowcze „Nie zaglądajcie mi w zęby” Różewicza. A jednak trudno się oprzeć, gdy okazuje się, że za tą ascetyczną, surową i jednocześnie bardzo bezpośrednią poetycką frazą, pokazującą nam człowieka samotnego, zaplątanego w potwory mrocznej przeszłości, walczącego z nocnymi koszmarami i nawrotami depresji, kryje się ktoś tak bardzo interesujący, nie silący się na udawanie, raczej skryty w cieniu i stamtąd obserwujący świat, a następnie podsumowujący z ironią jego podstępność i brzydotę.

 

       Chłonie się obraz jego relacji z matką, dość złożonej miłości do żony, Wiesławy, którą jakby odziedziczył w spadku po zmarłym bracie, jego bliskość i dopasowanie z drugim bratem, Stanisławem. Wiersze, wcześniej nie zawsze czytelne, nagle stają się bliskie, a brak metafor, który wydawał się mankamentem, staje się zrozumiały i idealnie współgra z portretem Różewicza. Już nie wyobrażamy sobie innej różewiczowskiej poetyki. Przeciwnie, surowość tych wierszy, odarcie ich z ozdobników, daje im ogromną siłę.

 

       Widzimy powinowactwa z Kafką, natomiast żadnych, o dziwo, z uwielbianym Mickiewiczem. Rozumiemy, czemu takie wrażenie zrobiła na Różewiczu twórczość Anny Świrszczyńskiej. To wszystko układa się nam w głowach niejako samo. Dzięki talentowi biografki, która dzieli się z nami swoimi odkryciami, ale także błędnymi ścieżkami, na które niejeden raz została wywiedziona. Stara się tworzyć w wyobraźni szkice na podstawie skąpych informacji, by nie popełnić zaledwie suchej monografii, lecz tchnąć w nią życie, barwę i klimat świata poety. I udaje się jej to tak dobrze, że książka staje się nieodkładalna, a my mamy wrażenie, że podsłuchujemy trochę rozmowę Różewicza z Magdaleną Grochowską, a trochę też Różewicza z samym sobą.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial