Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Małe Preludia

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Małe Preludia | Autor: Helen Garner

Wybierz opinię:

Doris

„Świat dzielił się dla nich, prezentował się w serii drobnych teatralnych zdarzeń.
A teraz – powiedziała kobieta do mężczyzny na przystanku – opowiem ci całą historię. Widzisz, rzecz w tym, że…”

 

        Ten cytat z powieści Helen Garner stanowi idealny przedtakt do rozważań o „Małych preludiach”, będących drobnym, a zarazem wielkim dziełem literackiej sztuki. Trudno mi w tej chwili przypomnieć sobie jakiś inny utwór, mogący być  przykładem podobnej kondensacji ładunku znaczeniowego i emocjonalnego w stosunku do rozmiarów samego tekstu. Patrząc pod tym kątem, mamy do czynienia z idealnym „haiku” prozy psychologicznej.

 

        Helen Garner rzuca na białą kartkę garść za garścią, kolorowe, najrozmaitsze impresje z życia kilkorga bohaterów dramatu. Gdy je czytamy, zrazu zdają się bezładne, urwane, gorączkowo przypadkowe. Jest to podobne wrażenie, jak podczas studiowania z bliska obrazu Moneta, gdy trudno nam odczytać istotę treści z tańczących barwnych plam, rzucanych od czasu do czasu efektów świetlnych i chaotycznej dynamiki. Gdy jednak nieco się odsuniemy, tak, by objąć wzrokiem całość, poszczególne, z pozoru nieuporządkowane elementy złożą się w wymowną całość, która, tak jeśli chodzi o ładunek treściowy, jak i wydźwięk uczuciowy, nie będzie miała sobie równych.

 

        Tę oszczędną prozę trzeba czytać bardzo uważnie. Łatwo można bowiem prześlizgnąć się zaledwie po jej powierzchni, wzruszyć ramionami i bąknąć – no i co w tym takiego? Gdy jednak spróbujemy wejrzeć głębiej, poszperać między zdaniami, zapuścić wzrok poza czarne znaki wydrukowane równymi rzędami na białej powierzchni, odkopać wszystko to, co autorka skryła „mimo”, „za” i „pośród”, wówczas wyciągniemy na światło ogrom sensów, sekretów, znaczeń i podtekstów, które wypełnią białe plamy, puste miejsca, brakujące ogniwa. Otrzymamy wielopłaszczyznową, psychologicznie wyrafinowaną i do bólu szczerą historię nas samych. Atheną, Philipem, Dexterem, Elizabeth czy Vicki może być każdy z nas. To ludzie zadowoleni z życia, jakie prowadzą od lat, a przynajmniej tak im się wydaje. Athena i Dexter, w przeciwieństwie do swoich awanturniczych sąsiadów, których nazwali „Państwo Jebaniec”, są przykładnym, zżytym małżeństwem, wychowującym dwóch synów, w tym jednego z niepełnosprawnością intelektualną. Kontakt z nim jest trudny, komunikacja żadna, a nagłe wybuchy emocji ciężkie do zniesienia. Ich codzienność to przewidywalne czynności, co daje wszystkim w tej sytuacji większe poczucie bezpieczeństwa. Nieoczekiwanie w ich życie po 20 latach, niczym tornado, wpada dawna bliska przyjaciółka Dextera. Oprócz własnych problemów i pewnego rodzaju nieobliczalności, wrzuca w ich ustatkowany dom również pełną niepokoju i niezaspokojonych uczuć młodszą siostrę oraz swojego chłopaka,  Philipa, czarującego, uwodzicielskiego i kapryśnego gitarzystę rockowego. Całkiem jakby wsypać w tryby idealnie pracującej maszyny garść piasku, a ona wówczas zacznie skrzypieć, charczeć, kolebać się i rozstrojona wydawać zupełnie inne, nieskoordynowane odgłosy, zanim się zatrzyma. Gdy codzienna rutyna zawodzi na jaw zaczynają wypełzać nieuświadomione dotąd tęsknoty, zapomniane dawno pragnienia, wkracza się jakiś pierwotny zew, kuszący nowymi możliwościami, które mogą wkrótce bezpowrotnie zniknąć, zanim je wypróbujemy.

 

        Odnosi się wrażenie, jakby wokół unosiła się masa odłamków zwierciadła potłuczonego nagłym powiewem świeżego, ożywczego powietrza. W każdym z tych fragmentów widzimy nieco inną twarz bohaterów, wiele ich nieznanych odsłon, a każdy z nich w tych kawałeczkach lustra widzi siebie takiego, jakiego dotychczas nie znał, a nawet nie podejrzewał, jakiego zapewne nie chciałby nigdy ujrzeć. Stateczna żona i opiekuńcza matka konstatuje: „W domu byłam na wpół martwa” i pragnie żyć przez chwilę egoistycznie tylko dla siebie. Kochliwy, chwytający życie przystojniak znajduje ciepło i „odpoczynek wojownika”, a zarazem staje się upragnionym przewodnikiem po nowym dla kobiety świecie przyjemności. Pogubiona, samotna dziewczyna pławi się przez chwilę w domowej atmosferze „idealnej rodziny”, czując się wreszcie potrzebną i próbując jak najlepiej wpasować się w jej ramy. A co robi sprawczyni całego zamieszania? Przygląda się ze spokojną ciekawością destrukcji, niczym operacji na żywym, otwartym sercu, czekając na rezultat zamieszania. Pacjent przeżyje czy tez rozpadnie się na kawałki nie do zszycia.

 

        Każdy jest tu czymś kuszony, a pokusie oprzeć się trudno. Wszyscy mają jakieś ukryte słabości, których się wstydzą, albo wkrótce wstydzić będą. Dla czytelnika to duże przeżycie, gdyż większość z nas odnajdzie się w tej historii w takiej czy innej konfiguracji. Trudno nam będzie później spokojnie zasnąć.

 

        Bohaterów poznajemy w dialogach, w działaniu, w konkretnych sytuacjach. Autorka ani ich nie ocenia, ani nie tłumaczy, nie oceniają też siebie nawzajem. Są równorzędni wobec siebie i wobec całej historii. Wiele rzeczy wybrzmiewa gdzieś pomiędzy, musimy ich sami poszukać, domyślić się ukrytych znaczeń, odczytać niewypowiedziane.  W tym sensie lektura jest wymagająca i niełatwa, choć samą powieść czyta się z przejęciem i na jednym wdechu, a autorka stale nas zaskakuje. To fragmenty codziennych zdarzeń, prozaicznych, tak zwyczajnych, że umykających zwykle uwadze. A jednak to właśnie w powszedniości się sprawdzamy, w kieracie obowiązków i nam może się wymknąć coś takiego jak Athenie o niepełnosprawnym synu: „W głębi serca go porzuciłam (…) To jest praca. Muszę tylko wytrwać do czasu, kiedy będziemy mogli się go pozbyć.” Zmęczenie luzuje kontrolę, jaką sobie narzuciliśmy, na chwilę zapominamy, że gramy rolę i wychodzimy z niej, prawdziwi i bezbronni bez maski.

 

        Pokłon składam nie tylko szczerości narracji, celności autorskiej obserwacji, doskonałości w stosowaniu wielowymiarowego skrótu i piętrowości odczytań tekstu. Nie mogę nie wspomnieć o języku. Tak jak o życiu autorka pisze celebrując jego zwyczajność i tylko od czasu do czasu wrzucając granat zdolny wywrócić stan rzeczy do góry nogami, podobnie postępuje z literackim opisem. Jest on minimalistyczny, po skandynawsku wręcz oszczędny, choć autorka jest Australijką przecież. Powiedziałabym nawet, że chłodny i zdystansowany. Jednak w pozornie proste, zwykłe słowach władowano całe tony emocji, które najmocniej wybrzmiewają właśnie w owych przerwach, pustych niszach. Zaś w miejscach, gdzie uczucia winny dźwięczeć i krzyczeć, obijamy się tylko o głuche echo przemilczeń. I nagle, znienacka odczytujemy tę poetycką ekspresję i w milczeniu ją smakujemy: „on jednak uderzył w jeden cichy akord, rozległy i melancholijny, akord muzyki, na której się nie znała i do grania której była zbyt spięta; stała nieruchomo, słuchając, a on pozostawił ciszę, a potem ją rozwikłał.” Przeplata się tu delikatność z brutalnością, ekstaza z nudą. Tacy jesteśmy, wiele w nas sprzeczności i zaskakujących reakcji, sami siebie nie znamy, więc jak mają nas poznać inni?

 

        „Małe preludia” są też wstępem do nowej przyszłości. Niczym zmiksowana muzyka, której zasadę tłumaczy Philip Athenie: „Na początku wkładasz wszystko, co przyjdzie ci do głowy (…) A potem zaczynasz wyciągać kawałki. (…) Wszystkie są osobno, dopóki nie połączysz ich na innej taśmie. To się nazywa miks.” Z sumy doświadczeń, jakie przyniosła naszym bohaterom ta znajomość, z odmiennego spojrzenia na świat, jakie dostrzegli u siebie wzajemnie, z szoku, w jakim pozostawiły ich własne wybory i myśli, mogą zbudować teraz siebie od nowa. Każde zbierze te okruchy całości, jakie mu będą potrzebne i złoży je na osobnej taśmie. Urodzą się jako inni oni. Czy utrzymają z sobą kontakt, czy ich życie okaże się pełniejsze, bardziej świadome, cóż, tego nie wiemy. Scenariuszy może być wiele, los zdaje się mistrzem w ich tworzeniu.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial