MarJadka
-
Mafia. Organizacja przestępca, nieodmiennie kojarząca się z powiedzeniem „Capo di tutti capi” (szef wszystkich szefów), siejąca grozę i przerażenie. Bezwzględność, absolutne posłuszeństwo i bezwzględna lojalność wymuszane są strachem o najbliższych, pokazowymi egzekucjami i torturami. Od mafii się nie odchodzi i nie sposób przed nią uciec, chyba, że skończywszy w betonowych butach na dnie morza. A przy tym mafiosi to niezwykle rodzinni ludzie. Kochają swoją rodzinę, są gotowi dla niej na wiele – ale ona ma stać z boku i nie wtrącać się w interesy.
Dlaczego o tym wspominam? Tytuł najnowszej książki Aleksandry Tyl nieodparcie nasuwa porównanie ze słynnym Ojcem Chrzestnym, czyli Szefem wszystkich szefów. Bohater tej opowieści, Marek, pracuje jako przedstawiciel handlowy. Niebawem skończy 30 lat i mimo, że sporo zarabia, to jednak jego zarobki nie pozwalają mu żyć na wysokim poziomie. Nie ma własnego mieszkania, nie wyjeżdża na wakacje marzeń. Powoli dochodzi do wniosku, że obecna praca nie da takich możliwości, jakich pragnie – czyli zdobycia ogromnych pieniędzy, pozwalających wieść luksusowe życie, respektu i władzy. Z tyłu głowy ma słowa ojca, który każdego, kto coś osiągnął, nazywa mafią. W głowie Marka rodzi się pomysł, jak w szybkim tempie zdobyć to czym marzy. Założy ni mniej ni więcej tylko właśnie … Włoską Mafię, a sam stanie na jej czele i będzie szefem wzbudzającym strach, a przez to szacunek.
Pomysł wydaje się mało powiedziane, że głupi to jeszcze niemożliwy do realizacji w Polsce. Włoska Mafia? W Polsce? Dobre sobie. A jednak … znajdują się chętni. Zaczyna się od kolegów z pracy, którzy tak jak Marek są owładnięci myślą zdobycia szybkich pieniędzy, potem dołączają znajomi znajomych. W magazynie na tyłach fabryki, w której pracują Marek i jego koledzy powstaje tajne miejsce spotkań. Organizacja zaczyna działać i odnosi pierwsze sukcesy. Marek ma oczywiście w zanadrzu Wielkiego Szefa, którego zna tylko on. W razie czego świetnie działa jak straszak na opornych lub jako wymówka w przypadku spornych kwestii, lub problemów, które nie wiedzą jak rozwiązać.
Wstęp do organizacji mają tylko mężczyźni. A jednak pojawia się ona. I oto zaczynają dziać się dziwne rzeczy …
Świetnie się bawiłam przy tej lekturze. Brak rozlewu krwi, pogoni, całego tego okrucieństwa na rzecz wolniejszego tempa akcji jest naprawdę świetną rzeczą. Jak sama autorka mówi – to jest komedia ANTYsensacyjna. Do tego sceny, przy których śmiałam się do łez, umiejętne stopniowanie napięcia – nie , nie w sensie tego, kto kogo zabije, ale tego co zrobi teraz Marek czy inna postać, podsycało skutecznie moją ciekawość. Ani przez chwilę nie czułam znużenia, co przyznaję zdarza mi się przy książkach z wolnym tempem akcji. Tyle, że Aleksandra Tyl to mistrzyni w swoim fachu. Umie tak przedstawić historię, że czytelnik ani przez chwilę nie ma ochoty odłożyć czytanej właśnie książki.
Muszę przyznać, że po zakończeniu książki byłam lekko przerażona. Bo okazuje się, że cała ta historia może naprawdę się wydarzyć. Ona jest naprawdę realna do przeniesienia w rzeczywistość. Zastanawiam się, czy Aleksandra Tyl korzystała z różnych wydarzeń, które naprawdę miały miejsce? Bo chwilami miałam oczywiste skojarzenia. Często życie potrafi przegonić fikcję.
Czekam na kolejne książki z serii „Anty”.