upupa_epops
-
Czego się spodziewałam czytając opis wydawcy do tej książki? Perełki, magicznej opowieści, która się niesie, przez miejsca, czasy i ludzi. Oczekiwałam smacznej historii niosącej pozytywne uczucia, pełnej wnikliwych obserwacji i odpowiedzi na pytanie: czym jest życie? Nie zawiodłam się, co było szczególnie miłe, kiedy dowiedziałam się, że Kornélie to debiut prozatorski autorki tej powieści. Przyznam się tutaj, że w przypadku autorów, których nie znam, a których książka trafia w moje ręce po raz pierwszy, rozpoczynam lekturę nie od tego, co napisali, ale od zapoznania się z nimi, ich życiem, twórczością.
Beata Balogová, autorka omawianej książki, „Korneliami” zadebiutowała jako pisarka. Jest absolwentką nowojorskiego Uniwersytetu Columbia, była stypendystka Fundacji Fulbrighta na Uniwersytecie Missouri, natomiast swoje życie zawodowe związała z dziennikarstwem i można powiedzieć, że odniosła w tym obszarze sukces, gdyż zajmowała pozycję redaktorki naczelnej w takich czasopismach jak SME czy anglojęzycznego tygodnika: Slovak Spectacor. Została również uhonorowana Europejską Nagrodą Dziennikarską.Autorka, którą określiłabym jako poetycką prozatorkę piszącą o tym co w życiu zwykłe i niezwykłe, o rzeczach magicznych, które spotykają całkiem zwykłych ludzi. Beata Balogová stworzyła historię niezwykłą, otworzyła przed nami świat pogranicza słowacko-węgierskiego, a konkretnie mikroświat jednej wybranej rodziny i garstki ich najbliższych przyjaciół i sąsiadów. Poznajemy kolejne Kornelie, bo przecież w każdym pokoleniu musi być jedna Kornelia. Powinna być to najstarsza córka, ale jeśli matka uzna że dziecko nie udźwignie tego, co związane jest z tym imieniem, wtedy Kornelią zostaje młodsza córka. A jest co dźwigać. Międzypokoleniową wiedzę magiczną o ziołach, ich zbieraniu i zastosowaniu, ale i rodzinną historię tak magiczną, co pogmatwaną, gdzie nie ma rzeczy oczywistych i prostych.
Zanurzając się w opowieści chłoniemy proste życie zgodne z rytmem pór roku, filozofię życia według Mamaki ale i jej matki, czy wreszcie zatrzaskujemy wieko trumny, w której umieranie ćwiczy na strychu bezdzietna ciotka Borbala. Narratorką, a jednocześnie kronikarką rodzinną jest Alma, która na wstępie mówi tak: „W każdej rodzinie kiełkuje jakaś opowieść. Bez niej rodzina jest jak popiół z papierosów, które powoli zabijały moją mamę, rozwiewa ją wiatr (…) Cała nawet najdalsza rodzina wiedziała, że pewnego dnia to zrobię. To było jak niepisana umowa bez możliwości wypowiedzenia. (…) tyle, że aby spisać rodzinną opowieść, trzeba na poły się zestarzeć, a na poły pozostać dzieckiem (…) po latach podejmuję kolejną próbę, w końcu do tego zadania wyznaczyła mnie moja babcia”.
Książkę czytało się znakomicie również dzięki temu, w jaki sposób została przełożona z języka słowackiego na polski, a zawdzięczamy to również tłumaczce Izabeli Zając. Treść pięknie płynie, na poły poetycko, na poły kronikarsko, a wszystko to podlane sosem realizmu magicznego. Zachwyca sposób, w jaki zostały opowiedziane, czy raczej narysowane zdarzenia. Sposób narracji sprawia, że najprostsze historię nabierają blasku i koloru, który porusza wyobraźnię czytelnika: „Był czas truskawek, pomidorów i porzeczek. Długo myślałam, że porzeczki to maciupeńkie winogrona, które postanowiły więcej nie rosnąć (...) myślałam że Mamaka dzień w dzień stąpała tak lekko jak my, z poczuciem, że wszystko dopiero nadejdzie, że życie będzie tak niesłychanie hojne jak jej ogród”.
Tak, ta książka to prawdziwa praktyka mindfulness, jej nie można przeczytać - ot tak, byle szybciej, czy po łebkach. Tu każde zdanie trzeba smakować, bo to skarbnica zdań pięknych, które doceni tylko uważny i otwarty czytelnik. To jedna z niewielu książek o których mogłabym pomyśleć, że chciałabym kiedyś do niej wrócić ponownie i gwarantuję, że to zrobię.